Wiersze - Ulica Grabiszyńska

Ulica Grabiszyńska

 
 
Lubię oszczędność
dlatego od strony cmentarza jestem
milcząca. Staram się istnieć
cichą mądrością moich zmarłych.
Dopiero teraz pogodzeni ze sobą  i ze światem
żyją naprawdę. Kiedyś mijaliśmy się w roztargnieniu
a może w okamgnieniu goniąc za nienazwanym
I tylko tyle z nas zostało...
Jeszcze niedawno dumna ze swoich kominów,
hutniczych pieców, hal fabrycznych czułam się
niezbędnym  mechanizmem w trybach historii.
Teraz została mi tylko pustka złamana w pół
 reklamowymi billboardami.
 
Kiedy przygniatają mnie wspomnienia
sprzątam wnętrza wygasłych pieców; jak kustosz
abstrakcyjnej galerii usypuję w stosy
skrzepy kolorowych metali. To jak andrzejkowe wróżby;
byle dotrwać do pierwszego lub  emerytury...
Kiedy spaliny zabierają mi oddech
schodzę na tlenoterapię do szpitala,
kładę się niepostrzeżenie na łóżku
i na „umarłego” wzbudzam współczucie okolicznych blokowisk.
Przy Pereca czuję jeszcze zetlały strach mieszkańców
przed łzawiącym gazem i nieruchome twarze ZOMO.
Pomiędzy zajezdnią autobusową i bunkrem
spisuję swój pamiętnik; łączę fakty wpleciona
w losy przypadkowych mieszkańców. Oderwana
od codziennej krzątaniny wysłuchuję z oddali
rozmów nocnych autobusów. Chyłkiem
przemykam po pasach
z postrzępioną reklamówką nadziei.
Tylko tyle mi zostało z mojej wolności; siadam
niepozornie w kącie stołówki dla bezdomnych
obserwując dawnych bohaterów walki o lepsze jutro.
Tak jak oni nie mam w sobie nic z wróżbity, nie znam
przyszłości. Od czasu do czasu podglądam w oknach
wiadomości ze świata; od lat te same - żadnego
zawieszenia broni...

Tak jak wy nie mam wyjścia - muszę wytrwać
w tym stanie; realia są zbyt skromne -
z żywymi  albo umarłymi.
Z całym  naszym bagażem do następnej próby.
Jeszcze cały nowy wiek przed nami...
 
15.05.2005/10.04.2008r