Poprzez krew do świtu
pamięci mojej mamy Anny
Od kiedy moja krew zastygła już nie
boję się wylewów, moje stygmaty
otwierają się w nocy.
Wycieka ze mnie nasz zbiorowy strach, wykraplam
z siebie Lenino, Festung Breslau, Berlin,
kropla po kropli coraz bliżej
pokoleniowego odkupienia. A oni,
rocznik końca wojny, stoją
po obu krawędziach mego snu
ranni, w postrzępionych onucach, odwodnieni
nieopierzeni, niespełna dwudziestoletni,
otwierają płytkie groby, próbują rozprostować nogi.
Śnią mi się, kiedy giną we mgle.
Moje wojenne stygmaty jak fotografie bliskich
otwierają się po północy,
krew jest gęsta, brudna, pachnie darnią,
Oni maczają w niej brzozowe drzazgi
stawiając niezdarne krzyżyki na zesztywniałym
od krwi prześcieradle świtu.
Dzisiaj skrzynka na listy znowu jest pusta...