Wiersze - PL. Solny

PL. Solny

 
 
Trzymam w rękach ostry brzeszczot parapetu,
chociaż wiem, że w okolicznych szybach krople krwi
przenicowują zmierzch na drugą stronę;
to po niej odczuwam smak soli na wargach
ciągle w bezwzględnych trybach historii.
A miałem być w waszych rękach drewnianym młynkiem modlitewnym,
podawany z ust do ust jak hostia, odmawiany przez sen,
wielbiony przez sprawiedliwych
mógłbym być pasem startowym nie znanych mi bogów.
Otoczony niebem, odrodzony, mielę czas
od niemych gwiazd po nietrwałe wybrzuszenia wydm morskich,
oczyszczam swój lęk, rozmawiając ziarno po ziarnie.
Tantryczne wycieczki poza skrzyżowania ulic
zwykle kończę na peryferiach, wtedy wracam
do granic wszystkich moich poprzednich postaci;
jestem targiem solnym, jego lustrem,
niepewnym przekupniem własnego cienia,
noszę wewnątrz cechowe znaki giełdy -
handlarki kwiatów układają je jedne na drugich w całopalne stosy.
Pozostaw mnie w pozycji horyzontalnej prześcieradłom,
balsamom, eterycznym woskom
oko w oko z architekturą światłocienia.
 
Styczeń 1999