Wiersze - Pejzaż polski

Pejzaż polski

 
 
Kapliczki przydroże w deszczu jak u Gierymskiego,
wymodlone doszczętnie, i ta armia niemych cieni
tuż nad polem, u zatrutej studni.
(Kiedyś postne wypominki
szeptane z ust do ust wskazywały drogę,
teraz zaledwie śladem na języku).

Malczewski na rozstajach dróg; nieme
drogowskazy melancholii, szarpane brzegi horyzontu
z siną pręgą świtu u brzegów słońca. Nad ranem
śpiew ptaków i zabłąkane kule
rozbrzmiewają w koronach drzew szczególną muzyką.
Końskie podkowy spięte tuż przy cuglach,
krzesząc przy ziemi snopy zimnych ogni
wbiegają w szalonym pędzie w panoptikum historii.
We mgle, okłamane pokolenia w chocholim tańcu,
wyczekują dźwięku trąbki... o północy
za oknami jedynie rżenie koni; bezimienne armie
trąbią wsiadanego... tak kiedyś
nasi ojcowie uczyli się alfabetu.

Braterstwo, przyjaźń, honor, te proste prawdy
stanowiły nasz węgielny kamień.
Podzieleni, kiedy w końcu nauczymy się
po błędach rozpoznawać prawdę, spoglądać
bez cienia strachu prawdzie w oczy,
wracając do źródeł czystego języka.