Wiersze - Pejzaż paryski

Pejzaż paryski

Słońce pod koniec dnia kruche jak mydlana bańka
między przęsłami wieży eiffla podobne jest
do drabiny jakubowej. Wspinam się po nim
na sam szczyt montparnasse. Mrużę oczy
przed odłamkami pere-lachaise niczym kot
przebiegając pod murem ogrodu luksemburskiego.
Za plecami mam lasek buloński, łuk triumfalny
i chłodny strumień samochodów, wspinający się
na sam szczyt pustego o tej porze nieba.

Płótna modiglianiego ciężkie od kolorów stygnącego dnia
przecinają sekwanę na pół
tuż przy bulwarze sewastopolskim.
Bukiniści schodzą do wnętrze przepastnych kufrów
powtarzając na pamięć „A rebours” Huysmans’a.
Hiob usunął z paryskich kanałów pamięć. Teraz
młodzi żołnierze wstydząc się swoich ran
wracają pojedynczo chyłkiem z linii maginota.
Skrępowani wyrzutami sumienia, ukradkiem
poprawiają zadania domowe z nieśmiertelności.

Apollinaire z obandażowaną głową, notuje
chaotycznie na kawałku ligniny ostatnie „kaligramy”.
Śluzy i zwodzone mosty uniesione dyskretnie
przepuszczają o tej porze splecione ze sobą
ciała kochanków.