Wiersze - Ostatnie kuszenie Jima Morrisona

Ostatnie kuszenie Jima Morrisona

 
 
 
 
Plastikowa atrapa wieży eiffla i podobizna
sikającego na  śniegi Borodino napoleona zdobi moje biurko.
Więc nie dziw się kochanie, kiedy któregoś dnia
zaciągnę się do tego wojska
cofającego się w nieskończoność,
więc nie bądź zła, gdy podciągnę płytkie
okopy pod nasze małe okno... 
 
Zawsze marzyłem o slapstikowej burlesce
w której śmierć zbiera żniwo na niby,
a statek nigdy nie tonie
unosząc na powierzchni
sztywne nakrochmalone prześcieradła
zbiorowej wiwisekcji. Jeżeli możesz
zrozum mnie i usuń szminkę z warg, zmyj niemodny
lakier nic nie znaczących słów z naszych
niemych póz...
Jak zawsze brakuje nam odwagi
by wysunąć rozchybotany parapet spod stóp.

Budda z oddali jak dogasające kadzidełko
podrzuca do góry oddechem węgielki gwiazd,
drugą ręką wybiera z ognia rumiane
roześmiane twarze
naszych niezbyt szczerych zwierzeń.
 
10.05.2000/11.05.2006 r.