Wiersze - List z wygnania - Brutus do Salustiusa

List z wygnania - Brutus do Salustiusa

 






Słyszałem Salustiusie, że młodzi retorowie próbują
wywabić moje imię ze śladów krwi. Podprowadzają je
nad brzeg języka, krztusząc się
spluwają drobinami składni.
Podobno przedostatnia litera  jest lekko wyblakła,
ta w środku wydaje się wklęsła; to tak od zawsze
ziemia osypuje się nam spod nóg, kiedy próbujemy
nadać wyobrażeniom znamiona czynu.
Wiesz, w niektórych przypadkach chropawość następstw
jest do zniesienia.
                   
Bogowie  już od  dawna maskują swoje ślady
szeleszcząc w ciemnościach  miotełkami.
Nie wiesz Salustiusie czy oczyszczono już republikę
z kłamstwa, a może jest odwrotnie?
To prawda, że nic nie dzieje się bez przyczyny, a związki
między złem i dobrem od dawna już nie były w tak
idealnym stanie?
Ale jak mniemam ty też odżywiasz się półprawdą.
Nie wiem, gdzie będę jutro i kto wymyślił kształty dróg
spadające na nas bezwładnie we śnie
Im częściej przymierzam horyzont do swego cienia,
tym dalej odchodzę od celu.
Moja melancholia
nie pozwala mi jednak na większe
rozdarcie między piętnem wygnania
a stygmatem nieśmiertelności.
Czyżby bogowie obawiali się konkurencji ?
Koniecznie odpisz,
czy nasze czyny posiadają moc wyroczni
i czy to samotność wzywa do niepokoju
zabłąkane myśli ?
 
Chciałbym stworzyć tu własną
publiczną szkołę strachu.
Słyszę dalekie odgłosy burzy, widzę
przez zamknięte oczy  błyskawice.
Wiesz,  gwiazdy trzeba uzbroić w cierpliwość,
żeby nie spadały tak znienacka na plecy
jak ostrze miecza, gdy wędruje wzdłuż kręgosłupa
wgniatając zmęczoną skórę
w szary pył
nieznanej ciemnej drogi.
                           
                      
6.12.1987/2.06.2008