Wiersze - Grudzień na górce Blacharskiej

Grudzień na górce Blacharskiej

 
 
 
Ta zaspa ciągle przed nami wyrasta mamo,
jak lodowy las nie do przebycia;
w zeszłym roku zostawiłem w niej sanki,
a później z krzykiem przymarzniętym do szalika
uciekałem w dół przed śnieżycą, a przecież byliśmy tak blisko domu.
Lepiliśmy kule śniegu twarde jak pociski, aż krew ścinała palce
i drętwiały nam dłonie; pamiętasz jak w tej sztuce Szekspira,
kiedy Makbet planując swoje zbrodnie natrafia po raz pierwszy
w swoim śnie na wyrzuty sumienia, ale to było potem...
Wcześniej zza drzewa skutego soplami ktoś rzucił lodową kulą
w twoje plecy, upadłaś, a krew tak dziwnie wyglądała na śniegu,
jak paciorki żywego różańca rozsypane niechcący...
Drzewa stały w ogniu zachodzącego słońca.
Było pusto i cicho. Żadne z naszych zmarłych
nie przyszło na umówione spotkanie.
Grudzień na górce Blacharskiej w cieniu tej wielkiej zaspy,
wyczytałem w Twoich oczach niepokój...co przyniesie nam styczeń?
Węgiel kończy się powoli, jak pieniądze. Na biurku
Marquez otwarty na Macondo... nasze "Sto lat samotności "
przeżyte w ciągu jednego roku.
Widziałem jak po kryjomu ostrzysz skrzydła pod płaszczem,
by znowu stoczyć nierozstrzygniętą bitwę
 z końcówką miesiąca
zasupłaną na ostatnią złotówkę.
 
15.03.07/19.06.08