Wiersze - Friedrich Schiller

Johann Christoph Friedrich von Schiller

poeta, filozof, historyk, estetyk, teoretyk teatru, dramaturg
  • Data i miejsce urodzenia: 10 listopada 1759, Marbach
  • Data i miejsce śmierci: 9 maja 1805, Weimar
  • Narodowosć: niemiecka
Johann Christoph Friedrich von Schiller - poeta, filozof, historyk, estetyk, teoretyk teatru, dramaturg

Urodził się w Marbach. Dzieciństwo i młodość spędził w ubóstwie. Już w wieku trzynastu lat próbował pisać wiersze i dramaty. W 1773 r. wstąpił do Karlsschule Stuttgart, elitarnej akademii wojskowej założonej przez księcia Wirtembergii, gdzie podjął studia medyczne i prawnicze. W szkole napisał w wieku osiemnastu lat swoją pierwszą sztukę, „Zbójcy” (Die Räuber) o grupie naiwnych rewolucjonistów i ich tragicznym końcu. W 1780 r. otrzymał posadę lekarza pułkowego w Stuttgarcie.

Po pierwszym wykonaniu „Zbójców” w Mannheim, w 1781 r., został aresztowany, zabroniono mu też publikowania jakichkolwiek dalszych prac. Wyjechał wtedy ze Stuttgartu i przez Lipsk oraz Drezno dotarł w 1787 r. do Weimaru. W 1786 napisał poemat „Oda do radości”, do którego Beethoven skomponował muzykę będącą obecnie hymnem Unii Europejskiej.

W 1789 został wykładowcą historii i filozofii w Jenie, gdzie pisał wyłącznie prace historyczne. W 1790, 22 lutego poślubił Charlottę von Lengefeld, z którą miał czwórkę dzieci.

W 1792 otrzymał honorowe obywatelstwo Republiki Francuskiej za rewolucyjne przesłanie „Zbójców”. W 1799 powrócił do Weimaru, gdzie Goethe przekonał go do powrotu do pisania sztuk. Razem z Goethem założył Weimar Theater, który stał się czołowym teatrem w Niemczech, przyczyniając się do odrodzenia dramatu. W Weimarze pozostał aż do śmierci – zmarł na gruźlicę w wieku zaledwie 45 lat.

Rękawiczka

Chcąc być widzem dzikich bojów,
Już u zwierzyńca podwojów
Król zasiada.
Przy nim książęta i panowie Rada,
A gdzie wzniosły krążył ganek,
Rycerze obok kochanek.

Król skinął palcem , zaczęto igrzysko,
Spadły wrzeciądze; ogromne lwisko
Z wolna się toczy,
Podnosi czoło,
Milczkiem obraca oczy
Wokoło,
I ziewy rozdarł straszliwie,
I kudły zatrząsł na grzywie,
I wyciągnął cielska brzemię,
I obalił się na ziemię.

Król skinął znowu.
Znowu przemknie się krata,
Szybkimi skoki, chciwy połowu,
Tygrys wylata.
Spoziera z dala
I kłami błyska,
Język wywala,
Ogonem ciska
I lwa dokoła obiega .
Topiąc wzrok jaszczurczy
Wyje i burczy;
Burcząc, na stronie przylega.

Król skinął znowu,
Znowu podwój otwarty,
I z jednego zachowu
Dwa wyskakują lamparty.
Łakoma boju , para zajadła
Już tygrysa opadła,
Już się tygrys z nimi drapie,
Już obudwu trzyma w łapie;
Wtem lew podniósł łeb do góry,
Zagrzmiał – i znowu cisze-
A dzicz z krwawymi pazury
Obiega... za mordem dysze.
Dysząc na stronie przylega.
Wtem leci rękawiczka z krużganków pałacu,
Z rączek nadobnej Marty,
Pada między tygrysa i między lamparty
Na środek placu.

Marta z uśmiechem rzecze do Emroda:
„Kto mię tak kocha jak po tysiąc razy
Czułymi przysiągł wyrazy,
Niechaj mi teraz rękawiczkę poda”.

Emrod przeskoczy zapory,
Idzie pomiędzy potwory,
Śmiało rękawiczkę bierze.
Dziwią się panie , dziwią się rycerze.
A on w zwycięskiej chwale
Wstępuje na krużganki.
Tam od radośnej witany kochanki,
Rycerz jej w oczy rękawiczkę rzucił.
„Pani, twych wdzięków nie trzeba mi wcale”.
To rzekł i poszedł, i więcej nie wrócił.

Oda do radości

O radości, iskro bogów,
Córo Elizejskich Pól,
Na świętości twojej progu
Śpiewa nam niebiański chór.
Twoja moc cudowna zaćmi
Zgubny podział, gorzkie łzy;
Wszyscy ludzie będą braćmi,
Gdy twe skrzydło w locie lśni.
CHÓR
Złączcie ręce, miliony!
Pokochajcie cały świat!
Bracia - nad sklepieniem gwiazd
Mieszka Ojciec upragniony.

Komu dobry los pozwolił,
Aby kochał brata brat,
Kto małżonkę miłą zdobył,
Ten niech będzie z nami rad!
Tak - kto choćby jedną duszę
Na tym świecie swoją zwie!
A kto w mroczną pustkę uszedł,
Żegna z płaczem związek ten.

CHÓR
Co na ziemi radość czuje,
Niechaj kocha mocno tak!
Radość wznosi nas do gwiazd,
Gdzie nieznany Duch króluje.

Radość od natury czerpie
Wszelkie życie, każdy twór;
I najmniejsze, i największe
Chodzą po jej ścieżkach z róż.
Ona pocałunki, wino
I przyjaciół daje w bród.
Lichy robak czuje miłość,
A Cherubin wie, gdzie Bóg.

CHÓR
Wy spadacie, miliony?
Czy nie wzywa Stwórca was?
Lećcie nad sklepienie gwiazd,
Tam On mieszka upragniony.

Radość mocnym skrzydłem nieci
Wiecznych sił natury bieg.
Radość, radość tryby pędzi,
Aby zegar świata szedł.
Wabi kwiat z małego ziarna,
Na firmament słońca krąg,
Górnych sfer obraca żarna,
Gdzie nie sięga lunet moc.

CHÓR
Tak jak Jego słońca krążą
Po zamieci gwiezdnych drżeń,
Budźcie, bracia, własny dzień
I zwycięską idźcie drogą.

Ze zwierciadeł prawdy złotych
Uczonemu uśmiech śle.
Wieść na strome wzgórze cnoty
Wytrwałego męża chce.
Na słonecznej górze wiary
Wieje dumnie rząd jej flag,
Przez trumienne widać szpary,
Że anielskie chóry zna.

CHÓR
Walczcie dzielnie, miliony!
O godniejszy walczcie świat!
W górze nad sklepieniem gwiazd
Wielki Bóg was wynagrodzi.

Bogów się przebłagać nie da,
Równym im wypada być.
Niech się stawi smutek, bieda,
Aby wśród radosnych żyć.
Złość i zemsta niechaj zginą,
Przebaczenie zyska wróg,
Niech mu gorzkie łzy nie płyną,
Niech ciernistych nie zna dróg.

CHÓR
Naszych długów księgę zniszczmy!
Niechaj się pojedna świat!
Bracia - nad sklepieniem gwiazd
Sądzi Bóg, jak my sądzimy.

Radość pieni się w pucharze,
Z krwi złocistej winnych gron
Czerpią dobroć kanibale,
Silni pokorniejszy ton - -
Wstańcie, bracia, wstańcie wszyscy,
Kielich krąży pośród nas,
Niech ku niebu trunek tryśnie,
Dobry Duch niech przyjmie dar.

CHÓR
Co go sławią gwiazd obroty,
Serafinów wielbi chór,
Toast przyjmie dobry Duch
Nad sklepieniem gwiazd wysokim.

Dzielny umysł w bólu ciężkim,
Pomoc, gdy niewinny w łzach,
Wieczna wierność dla przysięgi,
Druh i wróg niech prawdę zna,
Duma przed tronami królów -
A w potrzebie gniew i krew -
Dla zasługi wieniec cudów,
A ze zgrają kłamców precz!

CHÓR
Święty krąg zewrzyjcie ciaśniej,
Świadkiem złote wina skry:
By przysiędze wiernym być,
Gwiezdny Sędzia naszym świadkiem!

Od tyrańskich pęt zbawienie,
Łaska dla łotrzyka też,
I w czas śmierci miej nadzieję,
Sąd wysoki zbawi cię!
Niech umarli też powstaną!
Pijcie, bracia, pijcie wraz,
Przebaczenie winowajcom,
Piekło już nie straszy nas.

CHÓR
Jak pogodne pożegnanie!
Sen w śmiertelnych łonie chust!
Bracia - z dusz Sędziego ust
Słów kojących zmiłowanie!

Chłopiec nad strumieniem

Nad strumieniem siedział chłopiec,
Z polnych kwiatów wianki wił,
I spoglądał, jak płynęły,
Aż je fali taniec skrył.
Dni za dniami przemijają,
Jak potoku bystry prąd,
I wnet zniknie młodość moja
Niczym kwiatu zwiędły pąk.

O, nie pytaj, czemum smutny,
Choć przede mną życia nów,
Świat raduje się nadzieją,
Kiedy wiosna wstaje znów,
Lecz tysiące głosów ziemi
Z przebudzonych łąk i pól
Niesie dla mnie miast wesela
Jakiś dziwny serca ból.

I nie dla mnie radość żywa,
Choć nią wiosna wokół tchnie,
Gdy najmilsza, sercu bliska,
Jest daleka, jak we śnie.
Próżno szukam, chcę w ramionach
Zamknąć drogi, zwiewny cień —
Ach, wciąż obraz jej ulata
I znów w smutku mija dzień.

Wołam: przyjdź, o Najpiękniejsza,
Spoza dumnych zamku wrót!
Wszystkie kwiaty niw majowych
Rzucić chcę do twoich stóp.
Słyszysz? Pieśnią gaj rozbrzmiewa,
Strumień szemrze pośród traw,
Dwoje serc i w skromnej chatce
Może w szczęściu błogim trwać.

Wolnomyślicielstwo namiętności

(Gdy Laura zawarła związek
małżeński w r. 1782)
O nie! Dłużej nie będę staczał takich bojów,
Nadludzkich bojów obowiązku!
Jeśli nie możesz, cnoto, stłumić żądz płomiennych,
Nie żądaj takiej ofiary!

Przysiągłem sobie, tak, sobie złożyłem przysięgę,
Że sam siebie ujarzmić zdołam.
Oto Twój wieniec. Niech na wieki go postradam!
Odbierz mi go i pozwól mi grzeszyć!

Spójrz, o bogini na mnie, u stóp Twego tronu,
Gdziem niedawno, zuchwalec, się modlił.
Oto ją odwołuję, przedwczesną przysięgę,
Niechaj będzie zerwany ten straszliwy pakt,

Któryś na mnie wymogła w żarliwej godzinie,
Kiedy marzyłem w słodkim odurzeniu
I wrzała we mnie krew w niedozwolonych porywach —
Wtedyś to mi podstępnie z piersi go wyrwała.

Gdzie owe ognie, co mnie jak elektryczność spalały,
Gdzież ów talizman niezwalczonej mocy?
Tylko w tamtym pogrążony szale mógłbym dotrzymać przysięgi,
Którą tak nierozumnie złożyłem.

Niech się rozerwie to, co mnie i Ciebie związało!
Ona mnie kocha — niechaj więc stracę Twój wieniec!
Szczęśliw, kto w upojeniu błogim zatopiony
Lekko jak ja upadek swój znosi.

Ona widzi jak czerw toczy kwiat mojej młodości,
I wiosnę mą widzi w odlocie.
Milcząc podziwia bohaterskie wyrzeczenie
I wielkodusznie wyznacza nagrodę.

Nie ufaj piękna duszo, tej anielskiej łasce!
Twa litość mnie do grzechu zbroi,
Czyż może istnieć w niezmiernych życia obszarach
Inna, piękniejsza niźli Ty nagroda?

Niźli grzech, od któregom zawsze uciec pragnął?
Cóż to za los okrutny!
Jedyna zapłata, co koronuje mą cnotę,
To cnoty mej ostatnia chwila.

Zapominając o tej rozkosznej truciźnie
Przed którą zadrżeć powinienem,
W milczeniu ważę się do piersi cię przytulić —
Już na wargach twych płonie mój pierwszy całunek.

Och, jakże szybko w jego płomienistym żarze,
Jakże szybko, o Lauro, topnieje
Cieniutka pieczęć na tych przedwczesnych przysięgach
I rwie się ów tyrański łańcuch obowiązku.

Wybiła upragniona godzina spotkania,
Już mi zajaśniał świt przyszłego szczęścia —
Tyś wysłuchała mnie — drżą wargi twe płonące,
I przyzwolenie czytam w twym spojrzeniu.

Lecz mnie przeniknął lęk przed szczęściem tak już bliskim,
Jam się je zdobyć nie ośmielił.
Przed Twą boskością zachwiała się moja odwaga,
I ja, szalony, nie sięgnąłem po nie!

Skądże to drżenie, ta zgroza nie do opisania,
Gdyś mnie objęła swym ramieniem czułym?
Czy twą przysięgę rani nawet serca wrzenie,
I obce więzy Cię niewolą?

Ów zwyczaj, który prawo solennie utrwala,
Miałbyż uświęcać złe dzieło przypadku?
O nie! Bez lęku stawię czoła takiemu związkowi,
Który sama Natura ze wstydem odrzuca.

O nie drzyj! — jako grzesznica przysięgłaś —
Twe wiarołomstwo to zbożny akt skruchy.
Wszak moim było serce twe, zgubione przed ołtarzem.
Niebo nie igra radościami ludzi.

Amalia

Najpiękniejsza, jako anioł z raju,
Najpiękniejsza nad wszystkie dziewica;
Wzrok jej luby, jako słonce w maju,
Odstrzelone od modrych wód lica.

Pocałunek jej, ach! nektar boski!
Jako płomień gubi się w płomieniu,
Jako dwóch fletów żeniących się głoski,
Ku rajskiemu nastrojone pieniu.

Serce z sercem zbiega, zlatuje się, ściska,
Lice z licem zbiega się, drży, pali;
Dusza w duszy tonie, ziemia, niebo pryska
Jak w stopionej około nas fali.

Nie masz jej! Daremnie, ach! daremnie
Myślą ścigam za pamiątek cieniem.
Nie masz jej! i wszelka rozkosz ciemnie,
Jako lekki dym uszła z westchnieniem.

1 2 ››