Wiersze - Frank O’Hara strona 2

Dlaczego muchy chodzą po podłodze
w lutym, a na dworze pada śniegowa papka
i koty śpią?
                  Bo ty wróciłeś
z Paryża, żeby uczcić twój powrót


[2 lutego 1966]

przełożył Piotr Sommer

Autobiographia literaria

Gdy byłem dzieckiem
bawiłem się w kącie
szkolnego boiska
zupełnie sam.

Nienawidziłem lalek i
nienawidziłem gier, zwierzęta
nie lubiły mnie, a ptaki
odfruwały.

Gdy ktoś mnie
szukał, chowałem się za
drzewo i wołałem "jestem
sierotą".

I oto ja, centrum
wszelkiego piękna!
piszący te wiersze!
Pomyślcie tylko!


[1949]

przełożył Piotr Sommer

Dla Grace, po imprezie

    Nie zawsze wiesz,co czuję.
wczoraj wieczorem w ciepłym wiosennym powietrzu
gdy wygłaszałem tyradę przeciwko komuś kto jest mi
obojętny,
                to właśnie miłość do ciebie rozpaliła
mnie,
          i czy to nie dziwne? że w pokojach wypełnionych
obcymi moje najtkliwsze uczucia
                                                            paczą się i
rodzą owoc wrzasku. Wyciągnij rękę, czy nie ma
tam,
        ni stąd ni zowąd, jakieś popielniczki? obok
łóżka? I ktoś, kogo kochasz, wchodzi do pokoju
i pyta
        czy nie chciałbyś dzisiaj jajek trochę
inaczej niż zwykle?
                                A kiedy je dostajesz, jest to
po prostu zwykła jajecznica i na dworze jest
dalej ciepło.

[1954]

Dlaczego nie jestem malarzem

Nie jestem malarzem, jestem poetą.
Dlaczego? Może i wolałbym być
malarzem, ale nie jestem. Weźmy


na przykład Mike'a Goldberga:
zaczyna obraz. Zaglądam do niego.
"Siadaj i napij się" powiada.
Piję; obaj pijemy. Patrzę
na obraz. :Masz na nim "SARDYNKI".
"Tak, czegoś mi tu brakowało".
"Aha". Wychodzę i mijają dni
i znów zaglądam. Malowanie
posuwa się, i ja też się posuwam, i dni
również. "A gdzie się podziały
SARDYNKI?" Zostały tylko
litery. "Przeholowałem z tym" mówi Mike.


A ja? Któregoś dnia myślę o
jakimś kolorze: pomarańczowym. Piszę
o nim linijkę. Wkrótce mam całą
stronę słów, nie linijek.
Potem drugą stronę. Trzeba by
o wiele więcej, nie koloru pomarańczowego,
ale słów, o tym jak okropny jest ten kolor
i życie. Mijają dni. To jest nawet
proza, jestem prawdziwym poetą. Skończyłem
wiersz,a nie wspomniałem jeszcze
koloru pomarańczowego. Wierszy jest
dwanaście, daję im tytuł POMARAŃCZE. I któregoś
dnia widzę w galerii obraz Mike'a, pt.SARDYNKI.

[1956]

przełożył Piotr Sommer

Dzień w którym zmarła Lady Lay

Jest 12:20 w Nowym Jorku pewien piątek
trzy dni po rocznicy zburzenia Bastylii, aha
jest rok 1959 i wychodzę żeby znaleźć pucybuta
bo o 7:15 wysiadam w Easthampton
z tego o 4:19 potem idę prosto na kolację
i nie znam ludzi którzy mi dadzą jeść
idę po parnej ulicy zaczyna prażyć słońce
i zjadam hamburgera i pije koktail mleczny i kupuję
szpetnie wydanych PISARZY TRZECIEGO ŚWIATA żeby zobaczyć co tam
ostatnio słychać u poetów w Ghanie
                 wchodzę do banku
i pannie Stillwagon (usłyszałem kiedyś że ma na imię Linda)
nawet raz w życiu nie przyjdzie na myśl sprawdzić moje saldo
i u GOLDEN GRIFFINA kupuję Patsy małego Verlaine'a
z rysunkami Bonnarda chociaż właściwie myśle o
Hezjodzie w tłum. Richmonda Lattimore albo o nowej
sztuce Brendana Behana albo o Le Balcon lub Les Negres
Geneta, ale nic, trzymam się już Verlaine'a po tym
jak niemal poszedłem się przespać z dylematem
a dla Mike'a wchodzę po prostu do Monopolowego
na PARK LANE i proszę o butelkę Stregi i
wracam skąd przyszedłem na 6-tą Avenue
i do kiosku w Ziegfield Theatre i od
niechcenia proszę o karton Gauloise'ów i karton
Picayune'ów, i o NEW YORK POST z jej twarzą na wierzchu
pot już leje się ze mnie i myślę o tym jak
w 5 SPOT oparłem się o drzwi kibla
gdy ona nad klawiaturą szeptała Mal Waldronowi
piosenkę i wszystkim i mnie na chwilę zamarł oddech
[17 lipca 1959]

‹‹ 1 2 3 4 ››