Wiersze - Francesco Petrarca strona 6

Był to dzień...

Był to dzień, w którym przez mękę Chrystusa

słońce ściemniło swój blask z żalu za Nim,

gdy, niebacznego mnie zwiodła pokusa,

gdy mnie twe oczy spętały, o pani.



Czas mi się groźny nie wydawał wcale

dla niebezpieczeństw miłości, dla klęski,

więc szedłem pewnie, śmiało i zuchwale.

Tak się rozpoczął mój żywot męczeński.



Miłość mnie całkiem bezbronnym zastała,

wtargnęła w serce drogą poprzez oczy,

odtąd ta droga bramą łez się stała.



Prawo miłosne dla mnie niełaskawe:

mnie-bezbronnego- tak we krwi ubroczyć,

a ciebie-zbrojnej- nie zadrasnąć nawet.

Jeśli nie masz miłości...

Jeśli nie masz miłości, cóż jest, co ja czuję?

Jeśli miłość jest, co to przebóg takowego?

Jeśli dobra, skąd skutku nabywa tak złego?

Jeśli zła, czemu sobie mękę tak smakuję?



Jeśli gorę sam chcęcy, skąd te łzy najduję?

Jeśli rad nie rad muszę, na cóż me żałości?

O martwe życie! O ma bolesna radości!

Przecz mię tyranizujesz, jeślić nie hołduję?



Jeśli na to pozwalam, niesłusznie styskuję;

między sprzecznymi wiatry w niewarownwej łodzi,

bez wiosła jestem wpośród morza głębokiego,



która czcza wiadomości, pełna błędu chodzi,

nie wiem, czego chcę ani czego potrzebuję,

wśród zimy gorę, a drżę wśród lata samego.

Pokoju mieć nie mogę...

Pokoju mieć nie mogę, wojska nie szykuję,

bojaźń, otuchę, ogień, lód widzę u siebie

i czołgam się po ziemi, i latam po niebie:

cały świat zagarnąwszy, nic nie obejmuję.



Temu, co mię ni trzyma, ni puszcza, hołduję.

anim związan od niego, ani rozwiązany;

nibym wolny, a jednak ciężą mu kajdany-

anim żyw, ani troski próżen się być czuję.



Bez oczu widzę, wołam języka nie mając,

chcę sam zginąć, a przecie o ratunek proszę.

Sam siebie nienawidzę, a inszych miłuję.



Boleścią się posilam, płacz z śmiechem mieszając,

jednaki smak tak w życiu, jak w śmierci odnoszę,

w takim bycie dla ciebie, pani, się znajduję.

Jak się płacz ptaków lub liści zielonych...

FRANCESCO PETRARCA (1304-1374)

Se lamentar augelli, o verdi fronde...

Se lamentar augelli, o verdi fronde
Mover soavamente a l’aura estiva,
O roco mormorar di lucide onde
S’ode d’una fiorita e fresca riva,

La ‘v’io seggia d’amor pensoso e scriva;
Lei che ‘l ciel ne mostro, terra n’asconde,
Veggio, et odo, et intendo, ch’ancor viva
Di si lontano a’ sospir miei risponde.

- Deh perche inanzi ‘l tempo ti consume? -
Mi dice con pietate, - a che pur versi
Degli occhi tristi un doloroso fiume?

Di me non pianger tu, che miei di fersi
Morendo eterni, e ne l’interno lume,
Quando mostrai de chiuder, gli occhi apersi. -

Jak się płacz ptaków lub liści zielonych...

Jak się płacz ptaków lub liści zielonych...
Szmer łowi, gdy się na wietrze kołyszą,
Lub jak się słaby czystej wody słyszy
Szept z brzegów rzeki świeżo ukwieconych,

Gdziem siadł i piszę myśląc o miłości;
Tak, z Nieba daną, a ukrytą w ziemi,
Widzę ją znowu pomiędzy żywymi,
Jak do mnie wzdycha z takiej odległości.

Czemu się dręczysz przedwcześnie, na Boga? -
Rzecze z litością - Czemu dnie i noce
Z oczu swych czynisz łez bolesne zdroje?

Mnie nie opłakuj, po śmierci dni moje
Stały się wieczne, a zamknąwszy oczy
Światło mej duszy widzieć nimi mogę.

przełożył Maciej Froński

‹‹ 1 2 3 4 5 6