Wiersze - Francesco Petrarca strona 4

226. Żaden samotny wróbel na kominie

Żaden samotny wróbel na kominie
Bardziej samotny nie był ni zwierz w lesie
Niż ja, gdy blisko nie przebywam przy niej,
Niż gdy jej słońce światła mi nie niesie.

Łzy nieustanne - są w smaku przyjemne,
Śmiech - to ból dla mnie, co jem - gorzkie wszystko,
Noc - rozpacz, niebo jasne - dla mnie ciemne,
A łoże - twarde to pobojowisko.

Sen bratem śmmierci jest, tak mówią ludzie,
Bo we śnie serce zwalnia się od męki,
Co je w życiowym utrzymuje trudzie.

Wy skarb ten macie, strzeżcie go zawzięcie,
Wzgórza cieniste, łąki w trawach miękkich,
A ja go nie mam, opłakuję szczęście.

(tłum. Jalu Kurek)

229. Śpiewałem. Płaczę. I nie mniejsłodyczy

Śpiewałem. Płaczę. I nie mniejsłodyczy
Odbieram z płaczy, niż jej wziąłem z pieśni.
Zmysły dociekły tego płaczu przyczyn;
Wzniosły cel tyle wyciska boleści.

Jednako znoszę złość oraz łaskawość,
Pokorną gzreczność i gwałtowność hardą,
Ból mi nie ciąży (żywię się tą strawą)
Ani nie złamię się przed jej pogardą.

Niechże się więc nie zmienią, niech tak trwają
Miłość, kobieta, świat i przeznaczenie,
Myślę, że moje szczęście w rękach mają.

Niech umrze alno niech się rozpłomienia
To piękne życie, którego nie znają;
Ta słodka gorycz mojego istnienia.

(tłum. Jalu Kurek)

230. Płakałem. Teraz śpiewam, Blask niebieski

Płakałem. Teraz śpiewam, Blask niebieski
To żywe słońce moim oczom zsyła.
W blasku tym jakże cudownie się mieści
Cała miłości natura i siła.

Ten blask z mych oczu wyprowadził nagle
Rzekę łez, aby mnie do cna pognębić,
Że mosty, brody, wiosła ani żagle,
Ni skrzydła ptaka nie wyrwą mnie z głębin.

Szeroki był i głęboki nurt rzeki
Mojego płaczu, a brzegu zaledwie
Myśl dosięgała, taki był daleki.

Litość mi zsyła nie lauru liść, ale
Oliwkę, chmury rozpędza na niebie
I łzy osusza. Chce, abym żył dalej.

(tłum. Jalu Kurek)

250. Zwykła mnie we śnie pocieszać z oddali

Zwykła mnie we śnie pocieszać z oddali
Swoim widokiem anielskim i drogim,
Teraz zaś straszy mnie i smutkiem pali,
Nie mogę usnąć od bólu i trwogi.

Często, zda mi się, widzę na jej twarzy
Żal pomieszany z litością niewinną
I słyszę słowa - westchnąć się nie ważę -
Od których radośc i nadzieja giną:

"Czy ty pamiętasz nasz ostatni wieczór,
Gdy zastawiłam ciebie w płaczu rzewnym,
Odszedłszy późną porą pełna przeczuć?

Wtedy mi mówić nie kazało serce,
Nie chciałam, teraz mówię jak rzecz pewną:
Juz nie zobaczysz mnie na ziemi więcej."


(tłum. Jalu Kurek)

261. Jeśli kobieta pragnie dopiąć swego

Jeśli kobieta pragnie dopiąć swego,
Wielce o sławę, mądrość, cnotę stojąc,
Niechże popatrzy na wroga mojego,
Którego zowie świat kobieta moją.

Jak zdobyć honor i jak kochać Boga,
Jak złączyc cnotę z wdziękiem, co urzeka,
Tu niech się uczy; jaka prosta droga
Prowadzi w niebo, które na nia czeka.

Tu się nauczy mowy niezrównanej,
Sztuki milczenia, wdzięcznych obyczajów,
Których wyrazić rozum nie jest w stanie.

Lecz nie nauczy się nikt tej urody,
Bo nie zdobyta sztuką, ale z raju
Pochodzi oczu jej wrodzona słodycz.

(tłum. Jalu Kurek)

‹‹ 1 2 3 4 5 6 ››