Powrót ze spaceru
Przez niebo zamordowany,
między kształty, co dążą ku żmii,
i kształty szukające kryształu
chcę, by me włosy upadły.
Z okaleczonym drzewem, co nie śpiewa,
i z dzieckiem o jajowatej twarzy białej.
Ze zwierzątkami o rozbitych głowach
i z brudną wodą, co ściekła z nie mytych nóg.
Ze wszystkim, co objęte głuchoniemym zmęczeniem,
z motylem, co w kałamarz wpadł i zmarł od tego,
potykam się o swe oblicze, co dzień inne,
zamordowany przez niebo!
Przedmieście Kordoby
Bronią się w chacie
przed blaskiem gwiazd.
Noc w przepaść zapada.
W środku leży martwe dziecko,
różą uwieńczone
ukrytą we włosach.
Płacze nad nim sześć słowików
u kraty okiennej.
Ludzie idą zasmuceni
z otwartymi gitarami.
Romanca
Widzę się w twych oczach,
myślę o twej duszy.
Wawrzyny białe.
Widzę się w twych oczach,
myślę o twych ustach.
Wawrzyny czerwone.
Widzę się w twych oczach.
Ale ty nie żyjesz!
Wawrzyny czarne.
Samobójstwo
Zapomniał się młodzieniec.
Była dziesiąta rano.
W sercu skrzydła czerwone
i kwiaty jak gałgany.
I zostało mu w gardle
słowo jedno, jedyne.
Gdy ściągał rękawiczki,
z dłoni popiół mu opadł.
Z balkonu dostrzegł wieżę.
Był balkonem i wieżą.
Czuł, jak patrzy na niego
zegar w klatce zamknięty.
Na jedwabnym dywanie
widział cień swój spokojny.
Sztywny, geometryczny
siekierą rozbił lustro.
I wtedy do pokoju
wpłynęła smuga cienia.
To prawda
Ach, cóż za ciężar przeklęty
kochać cię z taką siłą!
Z miłości boli mnie serce,
powietrze
i kapelusz.
Kto zechce kupić ode mnie
wstążkę, którą mi dałaś,
i smutek białej bielizny
pociętej w chustek kwadrat.
Ach, cóż za ciężar przeklęty
kochać cię z taką siłą!
tłum. H. Poświatowska