Wiersze - Ewa Brzoza-Birk strona 2

Ptaki

umilkły, gdy za moimi plecami
stawiali piramidy krochmalonych prześcieradeł,
w ciemnościach tliło się kadzidło.
Na ulicy, z domami o wysokich progach,
umarłych przykrywają białym płótnem -
wtedy potknęłam się po raz pierwszy.

Mumifikacja przy świetle lamp oliwnych
trwa, więc czekam na kolejne przyjście.
Zgodziłam się obmywać ciała i wlec za sobą mieszek
wypalonych kości.
Zmarli przyszli po zmierzchu, pachniało
macierzanką - potknęłam się po raz drugi.

Czuję, że się zrywam albo spadam
i jestem wszędzie.

Strefa

Na drodze z Dworca Marymont do Lasek, zgasły latarnie.
Mówią, że ich podróż zaczęła się wcześniej od mojej.
Nie wiedzą, ile potrafię ukryć pod farbą do włosów
i w miejscu, gdzie zgasili las.
Przedzieram się przez rzekę płynącą środkiem miasta.
Po drugiej stronie ulicy chmury już wyschły;
na ścianie dryfującej budki telefonicznej
ktoś wydrapał napis:
Nie widzę a i tak cię pierdolę.

Umowa

Opowiem ci jak to ze mną jest: nie jem, zanikam
albo inaczej - uważam, że musi mnie być mniej.
Tak mało, żeby ukryć się przed kłamstwem.
Nie pluć wodą niszczącą ciało, nie osądzać,
że wszystko, co mnie dotyka, jednak się dzieje.
Jestem w więzieniu i tam nie mam niczego
własnego. Czasem wyrywam się; dla nowego
mężczyzny znajduję trochę czułości.
Od kiedy pomiędzy kamieniem a ziemią trwa umowa,
będą razem. Chcę zgłębić tajemnicę,
dlaczego rzeczy tracą połysk

nie wszystko zamienia się w kamień.

‹‹ 1 2