Wiersze - Ernest Bryll strona 3

Epitafium

Go?ciu co powiem krótkie będzie. Miasto
w którm zjadasz obiad jest grobowcem; żeby
odegrać tutajżycie zbudowano ?wieżo
domy z gotyckiej cegły, ple?ń wymalowano...
Każdy trenuje sztukę zwykłego paplania
wiarę w oszczędno?ć. Przez ulicę płyn?
kobiety, które graj?c swe powiewne role
nie chc? wiedzieć co gnije od asfaltem...
Sztuka
czasami się udaje. Smakował ci obiad
nakupiłe? pami?tek.
To jest wszystko. IdĄ już.

Kantyczka

Boże ochroń ludzi biednych
Kiedy człapi? umęczeni
Po rozkisłej od łez ziemi
Boże daj nam dzień powszedni

Boże ogrzej swym oddechem
Tych co godzinami stali
I niczego nie dostali
Boże roz?miesz ich swym ?miecham

Boże spraw niech na ?mietnisku
DĄwignie się zdeptany krzaczek
I choć w ?wiecie jest inaczej
Wspomóż ten nadziei listek

Boże wspomóż ludzi biednych
Rzuć jak kładkę promyk-jasno?ć
By?my przeszli nad przepa?ci?
Boże daj nam dzień powszedni

Malowanie żony

Takie s? wła?nie, co wołamy: żony;
konstrukcja szczygła - a ten nie uniesie jesieni.
Więcej li?cia niż kwiatu - kwiat już znaczy owoc
więcej wiatru niż rzeki...

Gładzimy co rano
uda, chcemy tak tkliwie jakby porcelany
dĄwięku jej ledwo dotkn?ć
nim od tętna pry?nie.

U palców lotki
i tak jakby kowal walił Mozarta...
Bo takie s? wła?nie
małe jak ziarno, brak im tego ugru
którym ciężarne kwitn?.

Rami?czko koszuli
odsłania piersi (w renesansie duchy
bywały tęższe, gotowe, by w biodra
przyj?ć błogosławieństwo)...

A one bezbożne
nie chc? przymierza, nieprzydatne garnkom
znienawidzone przez kuchnię.

I je?li
trzeba rodzinę równać do ogniska
nie znicz to będzie, nie dostojny płomień
lecz sucho?ć dymu, ognik papierosa
który osłaniasz w dłoniach przeciw wiatrom.

Z gitarą chłopcy idą

 
 
Z gitarą chłopcy idą tacy naiwnie młodzi
Że nie zapyta żaden jak po tej ziemi chodzić

 
Ogieniek papierosa twarz im oświetlił miękko
Niosą swoją gitarę jak Gwiazdę Betlejemską
 
I pędzą swe marzenia niby wesołe stada
Aż kurz się w górę wznosi do gardła się zakrada
 
Więc chrząkamy niepewnie patrząc gdzie teraz doszli
Bo idą z Narodzenia prościutko w Piątek Gorzki
 

A to ja, Panie Boże, ja z paluchem brudnym
Którym ci znowu w ranie będę grzebał długo
A to ja, Panie Boże, baranek obłudny
Co się uśmiechnie tylko gdy krew pójdzie strugą
I patrząc w Twoje oczy osłupiałe
Zapyta- Boli Boga?...Przepraszam nie chciałem...

‹‹ 1 2 3 4 5 6 13 14 ››