Wiersze - Edgar Allan Poe strona 3

Tej, co w raju

O! Byłaś ty mi wszystkim miła
Za czem się duch mój rwie z tęsknicą
Zieloną wyspą w morzu, M i ł a!
Źródłem, fontanną i świątnicą
Osnutą drzew owocnych cieniem.
Zdobną w ofiarnych kwiatów zwoje,
A wszystkie kwiaty były moje.

Ach! sen zbyt piękny, by trwał długo,
Zgasłaś mi gwiazdo bezpowrotnie;
Już przyszłość wartką mknącą strugą,
Rwie mnie, bym za nią spieszył lotnie
Lecz nad przeszłości falą smętną
Duch mój, bez ruchu tkwi rozpięty
Wpatrzony w toń zatoki mętną,
Zmartwiały, bólem zdjęty.

Zgasła mi jasna światłość żywa
I nigdy, nigdy, nigdy już!
(Słowo to uroczyście wzywa
Zalewną falę na brzeg mórz)
Nigdy już pień rozdarty gromem,
Młodości wiosną nie odkwitnie,
Ni orzeł ranny nad skał złomem
Do lotu się zerwie szczytnie.

Więc, gdy mi wszystkie dni pobladły,
Pytam w noc każdą mgieł roztoczy
Gdzie? i na jakim cichym brzegu?
Płoną dziś twoje czarne oczy?
Gdzie? i na jakim świata krańcu?
Nad jakich sennych wód topielą?
Śnieżne się twoje stopy bielą,
Rozchwiane w eterycznym tańcu.

Przekleństwo! srogim wichrom morza
Co się z mojego brzegu zwiały.Miłość prowadzi na bezdroża,
Do zbrodni wiedzie, lub do chwały.
Mnie ach ku mglistej niosąc dali
Rzuciła w sennej mar krainie,
By słuchać szumu srebrnej fali
Co u stóp twoich szemrząc płynie.

Uśpiona

W gorącą północ lśni czerwcową
Mistyczny księżyc nad mą głową.
Usypiających mgieł wilgocie
Świat w widziadlanym kąpią zlocie.
Co destylując się kroplami
Spływa nad cichych gór szczytami,
Ślizga się sennie falą siną
Nad tą powszechną łez doliną.
Bluszcz wokół grobu się obwija,
Śród fal kołysze się lilija,
Mgła otuliwszy senne ciemię,
Ruina w ukojeniu drzemie.
Właśnie jak Lete - patrz! - jezioro
Świadomie śpi północną porą
I za nic w świecie się nie zbudzi.
Śpi wszystko Piękno! - patrz - śród ludzi.
Rozwarłszy okno na niebiosy.
Tu śpi Irena z swymi losy.


O pani, jakaż tobie moc
Otwierać każe okno w noc?
Swawolne wiatry z drzew i krzaków
Lecą tu -niby stada ptaków;
Magiczny, bezcielesny rój
Napełnia szmerem pokój twój
I strasznie wokół ciebie pląsa,
I biała twa kotara wstrząsa,
Gdzie pod zwartymi już powieki
Twa dusza śpi - ach! śpi na wieki...
Patrz - cienie drżą jak sen cmentarza!
Nic cię to, pani, nie przeraża?
Czyś ty daleko stad? Ach, czyś
Pojmujesz, jak i czemu spisz?
Tyś pewnie gdzie w dalekich krajach,
Za sennym morzem, w złotych rajach...
Dziwna twa bladość - dziwny strój -
Przedziwny długi warkocz twój
I wielki ten milczenia zdrój...


O, pani śpi! Obyż jej spanie,
Co trwa, głębokie było! Panie,
Ty przyjmij ja pod swe czuwanie.
Gdy świętszym stało się to łoże,
Ściany tej izby bardziej boże,
Spraw, Panie, niechaj śpi przez wieki
Z nierozwartymi wciąż powieki,
Śród widm schodzących z mgły dalekiej.


Śpi droga moja. Ach, jej spanie,
Co trwa, wieczystym niech się stanie!
Niech sen jej zawsze będzie taki,
Niech cicho pełzną w niej robaki!
Daleko, w ciemnym, starym lesie,
Niech świat jej grób wysoki wzniesie,
Grób, co już nieraz czarne swoje
Zamykał drzwi żelaznych dwoje,
Z tryumfem kryjąc w swe żałoby
Rodzinnych herbów jej ozdoby.
Jaki samotny grób milczący,
W którego nieraz drzwi niechcący
Rzucała niegdyś kamień drżący.
Grób, który z czarnej swej czeluści
Jej głosu nigdy nie przepuści,
Bo strach ogarnąłby dziecinę,
Że jęczą w grobach mary sine.

An Acrostic

Elizabeth it is in vain you say
"Love not" — thou sayest it in so sweet a way:
In vain those words from thee or L. E. L.
Zantippe's talents had enforced so well:
Ah! if that language from thy heart arise,
Breathe it less gently forth — and veil thine eyes.
Endymion, recollect, when Luna tried
To cure his love — was cured of all beside —
His folly — pride — and passion — for he died

An Enigma

"Seldom we find," says Solomon Don Dunce,
    "Half an idea in the profoundest sonnet.
Through all the flimsy things we see at once
    As easily as through a Naples bonnet —
    Trash of all trash! — how can a lady don it?
Yet heavier far than your Petrarchan stuff—
Owl-downy nonsense that the faintest puff
    Twirls into trunk-paper the while you con it."
And, veritably, Sol is right enough.
The general Petrarchanities are arrant
Bubbles — ephemeral and so transparent —
    But this is, now, — you may depend upon it —
Stable, opaque, immortal — all by dint
Of the dear names that lie concealed within 't.

Baśń

Baśń, która pieśnią coraz ciszej,
Stuliwszy skrzydła, bór kołysze
Wśród drżących liści, co w ustroni
Śpią zagubionew stawu toni -
Dla mnie, dzieciaka, kolorową
Była papuga. Leśną mową
Ona mnie słów uczyła pierwszych
I najwcześniejszych moich wierszy,
Gdym w cieniach boru i pomroczach
Śnił, chłopię o rozumnych oczach.


Dziś, gdy odwiecznych lat kondory
Wstrząsają niebo szumnym lotem
I lecąc mimo - dudnią grzmotem,
Nie mogę śnić, jak do tej pory
Śniłem, wsłuchany w nieb klangory.
Gdy sypiąc puch z lekkiego skrzydła
Cisza na chwilę mię usidla -
Nawet i wtedy śnić bym nie śmiał
O zakazanych rymach, pieśniach,
Chyba że serce me nawałą
Tonów jak harfa by zabrzmiało.

‹‹ 1 2 3 4 5 6 11 12 ››