Wiersze - Żebym w końcu powiedzieć mógł

TO

Żebym w końcu powiedzieć mógł, co siedzi we mnie.
Wykrzyknąć: ludzie, okłamywałem was
Mówiąc, że tego we mnie nie ma,
Kiedy TO jest tam ciągle, we dnie i w nocy.
Chociaż dzięki temu
Umiałem opisywać wasze łatwopalne miasta,
Wasze krótkie miłości i zabawy rozpadające się w próchno,
Kolczyki, lustra, zsuwające się ramiączko,
Sceny w sypialniach i na pobojowiskach.

Pisanie było dla mnie ochronną strategią
Zacierania śladów. Bo nie może podobać się ludziom
Ten, kto sięga po zabronione,

Przywołuję na pomoc rzeki, w których pływałem, jeziora
z kładką między sitowiem, dolinę,
W której echu pieśni wtórzy wieczorne światło,
I wyznaję, że moje ekstatyczne pochwały istnienia
Mogły być tylko ćwiczeniami wysokiego stylu,
A pod spodem było TO, czego nie podejmę się nazwać.

TO jest podobne do myśli bezdomnego, kiedy idzie po mroźnym, obcym
mieście.

I podobne do chwili, kiedy osaczony Żyd widzi zbliżające się ciężkie kaski
niemieckich żandarmów.

TO jest jak kiedy syn króla wybiera się na miasto i widzi świat prawdziwy;
nędzę, chorobę, starzenie się i śmierć.
TO może być też porównane do nieruchomej twarzy kogoś, kto pojął, że
został opuszczony za zawsze.

Albo do słów lekarza o nie dającym się odwrócić wyroku.

Ponieważ TO oznacza natknięcie się na kamienny mur, i zrozumienie, że
ten mur nie ustąpi żadnym naszym błaganiom.