Wiersze - Zdziechowski

Zdziechowski

 
Zakwitły irysy. Jeszcze raz.                                                                                        Kiedy zakwitną znowu, skończy się mój wiek.                                                     Rano ocean zakryła przezroczysta mgła.
W otwartych drzwiach do ogrodu                                                                      zajmuję się niepamiętaniem.
A nie umiem zapomnieć jego, filozofia rozpaczy,                                               który zwątpił w dobroć Stworzenia.
Widzę piaszczysty trakt wysadzany brzozami,                                                między Mińskiem i Wilnem, z krętą pośrodku koleiną.
Nie było wtedy aut ani asfaltowych dróg, na stację po gości                       wysyłało się konie.
Mógł przyjmować u siebie Władimira Sołowjowa,                                               żeby słyszeć od niego o pojednaniu katolicyzmu i prawosławia.
Jak też wspólnie rozważali, czy kaczki na dworskim stawie                         mogą być zbawione,
Czy mucha i mrówka są objęte dziełem Odkupienia.
Prawo udręki wszystkiego co żywe                                                                           kto ustanowił tutaj na ziemi?
Zachowałem dotychczas jego słowa: ,,I w miarę lat, im dalej w życie i świat szedłem, tym wyraźniej i boleśniej uświadamiałem sobie, że świat ten ,gdy go myślą, jako całość, objąć, bezładem jest i bezrozumem, nie zaś, jak nas uczą, dziełem rozumu: nie z ręki Boga on wyszedł."
Oto idzie ulicą na wykład w Krakowie,                                                                         A z nim jego współcześni: tiul, aksamit, satyna                                                   Dotykają ciała kobiet podobnych łodygom                                                     Wymyślnych roślin secesyjnej mody.                                                              Spojrzenia i wezwania z wnętrza nocy.
W kosmicznej bitwie błyskają miecze aniołów.                                           KsiążeRebelii naciera, cofają się słudzy jasności.
Okrucieństwo, kamienne,                                                                                             Jak inaczej tłumaczyć? Choć on, profesor,                                                            Nie mógł mówić wyraźnie, że wierzy w diabelskość świata.
Samotny na ich święcie barwy i dotyku.
,,Nie ma Boga - głosem wielkim wołają i natura, i historia... ale głos ten ginie w harmonii psalmów i hymnów, w tym wielkim, odwiecznym, z najgłębszych głębin ducha idącym wyznaniu, iż jako >>ziemia bez wody