Wiersze - Charles Bukowski strona 3

Bluebird (Drozd)

w moim sercu jest drozd
który chce się wydostać
ale jestem dla niego za mocny
mówię: zostań tu
nie zamierzam się tobą
przed nikim chwalić

w moim sercu jest drozd
który chce się wydostać
ale topię go w whisky
a potem duszę nikotyną
i ani kurwy
ani barmani
ani nawet sprzedawcy
nie mają pojęcia
że tam jest

w moim sercu jest drozd
który chce się wydostać
ale jestem dla niego za mocny
mówię: zostań tu
chcesz wszystko spieprzyć?
chcesz popsuć całą robotę?
chcesz obniżyć nakład
moich książek w Europie?

w moim sercu jest drozd
który chce się wydostać
ale jestem dla niego zbyt bystry,
czasem tylko, gdy wszyscy śpią,
mówię: nie smuć się
wiem że tam jesteś

odkładam go z powrotem
ale on wciąż cichutko śpiewa
(widać nie pozwalam by zdechł)
więc zasypiamy razem
z naszą słodką tajemnicą
i jest to na tyle ładne
by doprowadzić mężczyznę do płaczu
ale ja nie płaczę
a ty?



tłumaczenie: Mateusz Witkowski

Brak praktycznie wszystkiego

mój brzuch jest jak
worek z białym
balonem w środku
przeszkadza jak kroki na schodach
kiedy nie wiesz
kto do ciebie idzie.
oczywiście możesz włączyć radio
i zapomnieć
tłuszcz pod koszula
szczury ustawione w szeregu
jak stare kobiety na Hollywood Boulevard
czekające na premierę
komedii.
zastanawiam się nad tymi starymi facetami
którzy mieszkają w pokojach za 4 dolary
i szukają skarpet w szufladach komody
stoją w brązowych slipkach
kiedy bez przerwy tyka zegar
ciepły jak
kobra.
może i są jakieś przyzwoite rzeczy,
na przykład:
niebo, cyrk,
nogi kobiety wysiadającej z samochodu,
zgrabna małolata przechodząca przez próg mieszkania
jak symfonia Mozarta.
waga mówi 99. tyle
ważę. jest 2.10 w nocy
muzyka dedykowana jest szachistom.
świetlna sprawa dla której powinienem się poświęcić
czeka zimna na kowadle
kiedy ja
pale, szczę, czytam Geneta
albo komiksy;
lecz może nie jest jeszcze za późno
by napisać do ciotki w
Palm Springs i powiedzieć jej
co jest nie tak.

Bujne i miękkie jak letnie róże

Rex miał obie piąchy na miejscu

pił jak gąbka

i wyglądał jak fioletowy jamochłon

trzy razy się żenił zanim trafił na tę co trzeba

kłócili się przy tanim ginie

żyli bez przyjaciół ale zadowoleni

a kamienicznik ich się bał

potem ona zaczęła drzeć mordę o byle co

a on bezmyślnie słuchał

i nagle zrywał się cały czerwony

smakowicie dobierając słowa


to było dobre życie

miękkie i bujne jak letnie róże

Chciałem obalić rząd ale powaliłem tylko cudzą żonę

30 psów, 20 mężczyzn na 20 koniach, jeden lis
patrz co tu piszą:
jesteś ofiarą państwa, kościoła,
żyjesz w ułudzie swojego ego,
poczytaj trochę historii, przestudiuj system monetarny,
zauważ że wojna ras trwa od 23 tysięcy lat.

no tak, pamiętam jak 20 lat temu siedziałem u boku starego
żydowskiego krawca
w świetle lampy jego nos wyglądał jak działo wycelowane we wroga; był
tam też włoski aptekarz który mieszkał w drogich apartamentach
w najlepszej części miasta: snuliśmy plany obalenia
upadającej dynastii krawca przyszywającego guziki do kamizelek
i włocha kłującego mnie cygarem po oczach, moja wyobraźnia rozpalała się,
sam byłem upadającą dynastią, pijany kiedy tylko się dało,
oczytany, wygłodzony, przygnębiony, ale mówiąc szczerze
jedna młoda dupa zmazałaby wszystek mój żal,
wtedy nie wiedziałem tego; słuchałem włocha słuchałem żyda
chodziłem ciemnymi uliczkami i paliłem wysępione papierosy
obserwowałem jak tyły domów zajmują się ogniem,
gdzieś omyliliśmy się: nie byliśmy na tyle mężczyznami,
nie byliśmy na tyle duzi albo mali,
gadaliśmy bez przerwy albo nudziliśmy się, nasza anarachia
miała krótkie nogi,
żyd niedługo potem umarł a włoch wkurzał się bo zostawałem
sam na sam z jego żoną kiedy on wychodził do apteki; wcale nie dbał o to czy
jego osobisty rząd zostanie obalony, obalenie było sprawą łatwą,
czułem się trochę winny: dzieci spały przecież w pokoju obok;
później wygrałem $200 w jakiejś gównianej grze i pojechałem do
Nowego Orleanu,
stałem tam na rogu słuchając muzyki dobiegającej z barów
potem odwiedzałem je wszystkie i
siedziałem rozmyślając o zmarłym żydzie,
o tym że jedyną rzeczą jaką robił było przyszywanie guzików i gadanie,
o tym że poddał się chociaż był silniejszy niż my wszyscy -
poddał się bo nawalał mu pęcherz,
może to właśnie uratowało Wall Street i Manhattan,
Kościół i Central Park West, Rzym i
Lewy Brzeg, a ta żona aptekarza była naprawdę słodka,
miała już dość bomb pod poduszką i syczącego papieża,
miała bardzo ładną figurę, piękne nogi
i myślała chyba podobnie do mnie że cała nędza
nie brała się z Rządu ale z Człowieka, pojedynczego człowieka, z
tego że ludzie nie
są tak silni jak ich
idee
że idee to rządy zamienione w ludzi;
zaczęło się więc od rozlania martini na wersalce
a skończyło w sypialni: żądza, rewolucja,
koniec nonsensu, story szczękały na wietrze,
świszczały jak szable, huczały jak działo,
a 30 psów i 20 mężczyzn na 20 koniach pędziło po ogrzanych
słońcem polach
za jednym lisem,
wstałem z łóżka ziewnąłem podrapałem się po brzuchu
i wiedziałem że niedługo bardzo niedługo będę musiał
znowu się upić.

Choroba?

owszem, romantyk ze mnie, przesadnie sentymentalny,
uprawiam cos w rodzaju kultu bohaterów
i nie będę się za to
kajał.
ale wielbię Hemingwaya
gdy u kresu wytrzymałości
wtyka sobie
lufę strzelby w drżące
usta;
i myślę,
jak Van Gogh odciął sobie kawałek ucha
dla kurwy
a potem wykończył się
w szczerym polu;
a znów Chatterton wypił truciznę
na szczury (nadzwyczaj bolesna śmieć
nawet dla
plagiatora);
Ezre Pounda wleczono
zakurzonymi ulicami Włoch w klatce
a później zamknięto w
domu wariatów;
Celine'a okradali, wygwizdywali, dręczyli
Francuzi;
albo Fitzgerald: kiedy wreszcie przestał pić, zaraz
padł martwy;
Mozart skończył w zbiorowej mogile;
Beethoven ogłuchł;
Bierce znikł wśród meksykańskich pustkowi;
Hart Crane skoczył przez reling prosto w
śrubę napędowa;
Tolstoj uznał Chrystusa i rozdał
majątek
biedakom;
T. Lautrec
z tym swoim niekształtnym ciałem
karla
i doskonale rozwiniętym
duchem
rysował wszystko, co
widział
i jeszcze dużo więcej;
D.H. Lawrence
umarł na gruźlicę
i sam sobie zbudował Statek Śmierci
pisząc swoje
ostatnie
wspaniale wiersze;
Li Po
swoje wiersze
podpalał
i puszczał z prądem
rzeki
 
Sherwood Anderson umarl
 
na zapalenie otrzewnej
połknąwszy
wykałaczkę
(na przyjęciu
pil
martini
kiedy nagle
wpadła mu w gardło oliwa
razem z wykałaczka);
Wilfred Owen zginął
na pierwszej Wielkiej Wojnie
próbując
ocalić świat dla Demokracji;
Sokrates z uśmiechem
wypił
cykutę;
Nietsche oszalał;
De Quincey wciągnął się w opium;
Dostojewski stanął z zawiązanymi oczami przed
plutonem egzekucyjnym;
Hamsun zjadł kawałek własnego
ciała;
Harry Crosby i jego kurwa
popełnili samobójstwo
trzymając się za ręce
Czajkowski próbował
uciec przed własnym homoseksualizmem
żeniąc się z prima-
donna;
Henry Miller na starość
opętany był
młodymi
Azjatkami;
John Dos Passos z
 
zajadłego lewicowca
stal się ultrakonserwatywnym
republikaninem;
Aldous Huxley po
narkotykach miewał
wizje i
zgarniał
urojone bogactwa;
Brahms za młodu
pracował nad swoim ciąłem
żeby było
potężne
bo uważał
ze sam umysł
to nie
dość;
Villonowi zakazano wstępu do Paryża
nie za to, co myślał
tylko za to, ze był
złodziejem;
Thomas Wolfe uważał, ze nie może
wrócić do domu
póki nie
zdobędzie
sławy;
albo Faulkner:
kiedy rano odbierał pocztę
oglądał kopertę pod
światło
i jeżeli nie widział
czeku
to ja
wyrzucał;
William Burroughs
zastrzelił
własna
żonę
(nie trafił w
jabłko
na jej
głowie);
Norman Mailer swoja
dźgnął nożem; obeszło
się bez jabłka;
Salinger nie wierzył
ze dla świata warto
pisać;
 
Jean Julius Christian Sibelius
 
dumny I piękny Czlowiek
kompozytor potężnej muzyki
po czterdziestych urodzinach
ukrył się i odtąd
rzadko go
widywano;
nikt nie wie na pewno
kim był
Szekspir;
życie nocne zabiło Trumana
Capote;
Allen Ginsberg
poszedł w profesor;
William Saroyan ożenił się 2 razy
z ta sama kobieta
(ale wtedy już i tak
zmierzał
donikąd);
z Johna Fante nóź
chirurga odkrawał
plasterki
na moich
oczach;
Robinson Jeffers
(najnudniejszy z poetów)
pisał
błagalne listy do wpływowych osobistości.
 
 
oczywiście można by tak dalej
wyliczać
mógłbym mnożyć
przykłady
lecz nawet ja
(chociaż romantyk)
pomału zaczynam się
męczyć.
 
 
ale wszyscy ci ludzie
- dawniej i teraz – tworzyli i tworzą
nowe światy dla
reszty z nas
mimo ognia i mimo lodu
mimo
wrogości rządów
mimo wrodzonej nieufności mas
tylko po to, żeby umierać
pojedynczo
i zazwyczaj
w osamotnieniu.
należy ich podziwiać
za odwagę
za cały ten trud
za to, co w nich najlepsze i
najgorsze.
niezła banda!
to z nich bije światło!
to z nich bije radość!
 
 
wszystko to są
bohaterowie
za których możesz dziękować losowi
i podziwiać ich z daleka
budząc się co rano
ze swoich zwyczajnych snów.

 

‹‹ 1 2 3 4 5 6 28 29 ››