Wiersze - Andrzej Poniedzielski strona 6

Punkt widzenia

 
 
Uzbierało się już reguł i wyjątków
Słów rzuconych między bajki a wspomnienia
Są i książki z bohaterem złym i dobrym
Wzloty bose
Kilka ścian zburzonych grochem
Uzbierało się już trochę
 
I wystarczy na pytania
I na jutro na zwątpienia
Uzbierało się na własny punkt widzenia
 
Uskładało się z wieczornych smutnych rozmów
z przeświadczenia
Uskładało się na mały ale własny
punkt widzenia
Uskładało się na mały ale własny
znikający punkt widzenia

Sie ma

 
 
Sie ma, sie ma, sie ma,
sie ma serce - się z niego korzysta.
Bo jest gdzieś w każdym z nas
taka przystań.

Sie ma, sie ma, sie ma.
Przystań dziwnie spokojna i czysta,
całkiem jakby z nie naszych map.


Nie przypłynie tu statek ze złotem,
wiatr nie wyje pytaniem - co potem?
Sztormy ambicji, głupoty fale
rozbijają się obok gdzieś dalej.
A jedyny kłopot
to przystań - tę w sobie odnaleźć.

Na ordery nikt tutaj nie czeka,
są wspomnienia o sensie człowieka,
jak przyjdzie wiara, to będzie miło.
Czasem starczy nadzieja i miłość.
Chyba idzie radość, bo dawno jej tutaj nie było.

Sobie razem

 
 
Wymigamy się tak cudem
Od tych wszystkich małych wódek
Opowiadań się za kawą czy herbatą
I wyjdziemy po kryjomu
Z niepokojów i niedomów
Już jesteśmy dostatecznie smutni na to...

Podziejemy się gdzieś razem
Pozbieramy klocki marzeń
Może uda się wymienić je na budzik
Popadniemy raz i drugi
W euforię albo w długi
I zaczniemy przyzwyczajać się do ludzi...

Postaramy się postarzeć
Racjonalnie i też razem
Zanim lustra nam udzielą potwierdzenia
Wymigamy się więc cudem
Nie jedynie od tych wódek
Unikniemy może razem nielubienia...

Tam ona, hen

 
 
Tam - ona, hen
za siódmym snem
za siódmą łzą
tam, za tęsknoty mgłą

Tam - ona, hen
jak tlenem tlen
jak dalą dal
jej - jeśli czegoś żal

Płoną dla niej
ścierniska serc
płyną po niej
lawiny łez
kamienieją ci , którzy za dnia
mówią miłość
a myślą - ja

Tam - ona, hen
za siódmym snem
za tiulem snu
tak - ona bywa tu

Płoną dla niej ... 

To jeszcze nie koniec - Kardiogram

 
 
To nie tętent setek końskich kopyt
To nie pociąg, to nie stukot kół
Tak pracuje Twoja stacja pomp
Twoje serce wybija ten rytm

Gonisz gdzieś, wciąż prędzej, prędzej, prędzej
Nie wiesz, gdzie, i nie wiesz, czy doganiasz
Twoje serce musi razem z Tobą
Odpoczywa, gdy twarz rękami zasłaniasz

Zanim zdążysz na szelest liczonych banknotów
Zanim zdążysz na uśmiech od ucha do ucha
Ucisz wszystkich i wszystko, głowę pochyl
Tam z lewej strony jest serce, posłuchaj

    Nie, to jeszcze nie koniec
    Jeszcze trochę pożyjesz
    Założysz jeszcze niejedną czapkę
    Niejednym się płaszczem okryjesz

    Tylko przystań na chwilę
    Ktoś tam poczeka z obiadem
    Przez ten moment świat i bez Ciebie
    Na pewno da sobie radę

    I nie kombinuj już wtedy
    Nie myśl o własnej sile
    Spójrz za siebie, na tamtej łące
    Łapałeś kiedyś motyle

    Nie, to jeszcze nie koniec
    Jeszcze trochę pożyjesz
    Założysz jeszcze niejedną czapkę
    Niejednym się płaszczem okryjesz

    Tylko przystań na chwilę
    Na którymś ostrzejszym zakręcie
    Diabli niech porwą dostatek
    Diabli niech porwą szczęście

‹‹ 1 2 3 4 5 6 7 ››