Wiersze - Allen Ginsberg - Ostatnia noc w Kalkucie

Allen Ginsberg - Ostatnia noc w Kalkucie

Cicha noc. Stary zegar tyka,
wpół do trzeciej. Głos świerszczy
budzą się pod sufitem. Brama
wejściowa zamknięta - śpiący ludzie, wąsy,
nagośc ale bez pożądania. Kilka moskitów
wzbudziło swędzenie, wentylator obraca się wolno -
auto łomocze po czarnym asfalcie,
parska byk, coś ma się wydarzyc -
Czas zasiadł mocno w czterech żółtych ścianach.
Nikogo tu nie ma, pustka wypełniona gwizdem
pociągu i szczekaniem psów, echo w sąsiednim osiedlu.
Puszkin na półce biblioteczki, nie czytane
dzieła wszystkie Szekspira i Blake'a -
O Duchu Poezji, jakiż sens cię wzywac
paplaniną w tej pustce zastawionej łóżkami
pod jasnym owalem zwierciadła - doskonała noc
dla śpiących by roztopic się
w spokojnej czerni i pozostac tam na osiem godzin
- Budzenie wyplamionych palców, gorzki smak w ustach
i płuca ściśnięte głodem nikotyny,
co począc z tym kciukiem, z tą ręką z tym okiem
w pełnej głodnych szkieletów i obolałych koni
ciagnących tramwaje gorączkowej Kalkucie
w Wieczności - pot i przegniłe zęby -
Rilke mógł przynajmniej marzyc o kochankach,
podniecenie starych piersi i drżący brzuch,
czy to to ? I rozległa gwiezdna przestrzeń -
Gdy mózg się przemienia materia ze strachem
dyszy na człowieka - Lecz teraz
wielki kataklizm domów i planet
przedziera się przez mury języka i topi mnie
na zawsze pod ciężarem swego Gangesu.
Jedyna ucieczka w śmierci Bangkoku i Nowego Jorku.
Skóra jest właśnie skórą, to wszystko
czym mogłaby byc, choc krzyki bólu nerki
obrzydzają jej siebie, migotliwy sen
umiera by zakończyc jej niedolę nazbyt sławną
- Zostaw innym nieśmiertelnośc niech cierpią jak głupcy,
nie daj się zapędzic w kąt wszechświata gdzie
wstrzykujesz sobie w ramię morfinę i jesz mięso.
 
[22.05.63]