Wiersze - Aleksandra Zbierska strona 2

Talent oblige

Poruszające się ciało powraca do spoczynku,
jeżeli siła, która je popycha, przestaje działać.

Arystoteles

Są ludzie, którzy gdyby nie pisali, nie lepili
w czymkolwiek, prawdopodobnie popełniliby
samobójstwo.
Albo–albo, jak powiada Rysiu
kafelkarz – czyli poważna sprawa – talent
oblige. Ale do czego? Do otwierania vel
opróżniania podświadomości – odpowiadał
mój bohater – trzeba zainicjować ten ruch,
bo myśl nie trudząca się gaśnie.
Nie było dla niego szczęścia
w bezruchu. Tworzył, więc dążył do celu
najsubtelniejszą drogą. A potem nagle przestał.
Zaczął się wpędzać w jakieś skrajne sytuacje,
by, balansując na krawędzi spraw ostatecznych,
delektować się krańcowością (był genialny,
kiedy się troszkę poddusił, ale wtedy, to Coś
się wyczerpało). Jeszcze czekał, jeszcze
wierzył, że to Coś nadejdzie, i ponoć wiedział,
że idzie. Ale przyszło Nic. I klamka
zapadła.
Jak się czujesz?– zapytałam go
we śnie. Przeciekam – odpowiedział – ostrożnie,
zaszyj mnie, zaraz stracę przytomność. To był
ostatni taki sen. Teraz jest chłopcem, bawi się
przed progiem – ech ludzie!
Jak on maszeruje
z wiaderkiem po piasek.

Umrzeć we śnie. Leżeć

jak żółw w przewróconym pancerzu cierpliwie znosząc śmiertelną niezgrabność
- to głupie tak nie móc przestać o tym myśleć - próbuję czytać:

"życie w Systemie jest, jak jazda po bezdrożach autokarem
kierowanym przez maniaka gnanego myślą o samobójstwie, choć właściwie,
facet jest sympatyczny - opowiada dowcipy przez głośniki"

skąd w mojej głowie usta pełne kurzu? obserwuję każde przymierzane słowo -
śmierć - mogłaby pojawić się w każdej chwili i mnie zaskoczyć; ponoć,
w chwili śmierci, staje przed oczami całe życie -

odurzający, odkurzony melodramat wielkich odruchów i małych draństw;
wracam do Pynchona : " Roger budzi się na moment, mruczy: "Kurwa, to obłęd"
i zapada z powrotem w sen" - sens śmiertelności?

poruszać się w jej objęciach, gdy wszystko wokół więdnie, paczy się, upada.
to głupie tak nie móc przestać o tym myśleć.

Wieszając psy

A gdybyś umarł dziś w nocy - zapytałam - to
co by ludzie o tobie pomyśleli? Uśmiechnął się
z niedowierzaniem, a potem spoważniał - to,
co widać: oszczędny, trzeźwy, sprytny, społecznie
przystosowany - trwający, jak kula na wpół
wygasłego żaru - ani zimny, ani gorący, w gruncie
rzeczy chory, bo ani jeden dzień mojego życia
nie był mój własny, lecz był jedynie tym,
co otoczenie dla mnie wybrało. Tylko śmierć
czyni wielkie miary i normy śmiesznymi,
więc ktoś nas wytresował, byśmy się bali -
światła, przestrzeni, górskiej ściany, morza.
I tak nie możemy wyobrazić sobie najgorszego,
bo to, co nas spotka, będzie gorsze od tego,
czego można by się spodziewać - zaśmiał się.
Więc gdybym umarł dziś w nocy, pomyśleliby -
biedny, mały skurwysyn, samobójca. Boga
się nie bał. Niech gnije w spokoju. Pies z nim.

‹‹ 1 2