Wiersze - Aleksander Puszkin strona 7

Wieczór zimowy

Zamieć mgłami niebo kryje,
Wichrów śnieżnych kłęby gna,
To jak dziki zwierz zawyje,
To jak małe dziecię łka.
To ze strzechy nam słomianej
Wyrwie z szumem kępę mchów,
To jak pielgrzym zabłąkany
W okieneczko stuknie znów.

Bida z lichą tą chatynką!
Ledwo się światełko ćmi.
Czemuż, moja starowinko,
W kątku tak przymilkłaś mi?
Czyś znużona tą zamiecią
Zawodzącą głuchy tren,
Czy miarowy turkot wrzecion
W błogi cię pogrążył sen?

Pijmy, wierna towarzyszko
Moich biednych młodszych dni.
Jak nie sięgnąć do kieliszka,
Kiedy w sercu smutek tkwi?
Zanuć piosnkę o ptaszynie,
Co za morzem gniazdko ma,
Zanuć piosnkę o dziewczynie,
Jak po wodę rankiem szła.

Zamieć mgłami niebo kryje,
Wichrów śnieżnych kłęby gna,
To jak dziki zwierz zawyje,
To jak małe dziecię łka.
Wiec wypijmy, starowinko,
Przyjaciółko troski mej!
Pijmy z żalu; gdzież to winko?
Zaraz sercu będzie lżej
   
                        Przełożył
                      Julian Tuwim

Wiersz napisany w noc bezsenną

Ciemno. Gdybym usnąć mógł!
Wokół senność dokuczliwa,
Tylko w mroku się odzywa
Wciąż ten sam zegara stuk.
Baby Parki bełkot zły,
Śpiącej nocy trwożne sny,
Życia bieganina mysia...
Czemu mnie tak trapisz dzisiaj,
Szepcie nudny, bałamutny?!
Skarga to czy wyrzut smutny
Znów zmarnowanego dnia?
Co ty znaczysz? czego chcesz?
Czy co wróżysz, czy mnie zwiesz?
Chcę zrozumieć cię, odgadnąć
Tajemnicą twą zawładnąć
- - - - - - - - - - - - - - - -

                        Przełożył
                       Julian Tuwim

Wieś

Pozdrawiam cię, zakątku oddalony,
O, schronienie spokoju, trudów i natchnienia,
Gdzie płynie potok moich dni niedostrzeżony
        Na łonie szczęścia, zapomnienia.
Twój jestem - zamieniłem zwodnic dwór występny,
Ułudy świetnych zabaw, ucztowania
Na spokojny szum dębów, na cichych traw kępy,
Na swobodną bezczynność, siostrę rozmyślania.

        Twój jestem - miłe mi ogrodu mroki
    Z rzeźwiącym chłodem i kwiatami,
Ta łąka, pachnącymi obfita brogami,
Gdzie szemrzą wśród zagajów świetliste potoki.
Z każdej strony dwóch jezior błękitne równiny,
Kędy żagiel rybaka bieleje czasami,
Za nimi rząd pagórków i pola pasiate,
    Tam strzechy rozproszonych chatek,
Wilgotne brzegi z pasącymi się stadami,
Ówdzie dymiące spichrze, wiatraki skrzydlate,
    A wszędzie praca i dostatek...

Tutaj z więzów próżnego świata uwolniony,
W poznaniu prawdy uczę się szczęścia doznawać,
Swobodną duszą prawu cześć oddawać,
Nie słuchać, kiedy szemrze gmin nieoświecony,
Nieśmiałym prośbom nie odmawiać swej litości
    I nigdy losu nie zazdrościć
Łotrom lub głupcom - w ich nieprawym wywyższeniu.

Wyrocznie wieków, wam tu zadaję pytanie!
    W wyniosłym tym odosobnieniu
    Donioślej wasze brzmi wezwanie.
    Ono mnie z gnuśnych snów poruszy,
    Do trudów zbudzi zapał we mnie
    I twórcze myśli w głębi duszy
    Już dojrzewają potajemnie.

Ale okropna myśl w sumieniu tu dolega:
    Pośród kwitnących łanów wszędzie,
Kto umie ludziom współczuć, ze smutkiem dostrzega
Zabójcze bezeceństwo ciemnoty i nędzę.
    Nie widząc łez nie słysząc jęku,
Przez ślepy los wybrane na ludzi zatratę,
Tu dzikie jaśniepaństwo z bizunami w ręku
Bezprawnie zagarnęło dla siebie dostatek
    I czas, i pracę oracza.
Wynędzniały niewolnik pod biczem, w pokorze
Idąc za cudzym pługiem z trudem zagon orze
    Bezlitosnego posiadacza.
Tu lud do śmierci dźwiga jarzmo uciążliwe,
Z serca jego nadzieja i uczucie znika,
    Tu kwitną dziewcząt wdzięki tkliwe
Dla uciech nieczułego nikczemnika.
Młodzi synowie ojców wiekiem pochylonych,
Podpory, towarzysze prac z nimi dzielonych,
Z rodzinnych zagród idą, by pomnożyć sobą
Folwarczne tłumy niewolników udręczonych.
O, gdyby serca mogło wzburzyć moje słowo!
Czemu pierś bezpłodnego pełna uniesienia
I los nie dał mi daru groźnego wieszczenia?
Czy ujrzę, przyjaciele, lud nieuciśniony
I niewolę co padnie na carskie skinienie,
I kiedyż nad ojczyzną wolności oświeconej
Wreszcie wspaniała jutrznia roztoczy promienie?

Zaklęcie

O, jeśli prawdą jest, że nocą,
Gdy żywych błogi sen ogarnie,
A blaski luny zamigocą
I płyty srebrzą się cmentarne;
Gdy prawdą jest, że trumien wieka
Wtedy podnoszą się w mogile,
Przyzywam luby cień, Leilę:
Przyjdź do mnie! zjaw się! czekam! czekam!

Maro miłości ukochana,
W dawnej postaci przyjdź cudownej,
Jak dzień zimowy nieskalana,
Zastygła w męce niewysłownej,
Lub jako gwiazda przyjdź daleka,
Jak lotny dźwięk, jak wiewu tchnienie,
Lub jak straszliwe przywidzenie,
Wszystko mi jedno! czekam! czekam!

Wołam cię nie dla złorzeczenia
Ludziom co ciebie mi zabili,
Nie przeto, bym się z twego cienia
Mogilne tajnie poznać silił;
Ani przed męką nie uciekam
Sumienia - lecz powiedzieć chcę ci,
Że tęsknię, kocham bez pamięci,
Żem ciągle twój! I czekam! czekam!

                                    Przełożył   
                                Julian Tuwim

Żądza sławy

 
 
Kiedy miłosnym upojony szałem,
Milcząc, w zachwycie, przed tobą klęczałem,
Pewny, że niebo oglądam na jawie —
Ty wiesz, najdroższa, czym myślał o sławie!
Ty wiesz, że szczęściem wzgardziwszy kłamanem,
Ułudą świata, czczym poety mianem,
Pełen znużenia, równiem był zdrętwiały
Na zgrzyt szyderstwa i na dźwięk pochwały.
Mógłżem się wrzawą wzruszać oddaloną,
Gdy ty, swą główkę kładąc mi na łono,
Szepczesz, serdeczne tłumacząc porywy:
„Powiedz, czy kochasz? powiedz, czyś szczęśliwy?
Czy twoje serce sprzyja mi wzajemnie?
Czy nie przełożysz już innej nade mnie?"
Oczarowany głosem, spojrzeniem, pieszczotą,
Milczałem, chłonąc czar całą istotą —
I anim myślał, że ta chwila błoga
Koniec mieć musi. — I cóż? Przyszła trwoga;
Na głowę moją spadły huraganem
Łzy, skargi, klątwy... Dziś, z sercem starganem,
Jak obłąkany przez pustynne mroki,
Stoję, nie wiedząc, dokąd zwrócić kroki.
I nowe czucie w sercu mym się budzi:
Chcę być wywyższon nad tłum zwykłych ludzi —
Pożądam sławy! Pragnę swoje imię
Zrobić tak głośnym, by w kadzideł dymie
Ciebie w solenne spowinęło dźwięki;
Byś na kształt tknięcia niewidzialnej ręki
Obecność moją czuła bez ustanku,
By wszystko, mówiąc o dawnym kochanku,
Wciąż ci przed oczy stawiało: noc ciemną,

Park, gdzie ostatni raz mówiłaś ze mną,
W ciszy drzew wielkich tajemnicze drżenie,
Moje zaklęcia i twoje milczenie...
 

tłum. Wiktor Gomulicki

‹‹ 1 2 4 5 6 7