Wiersze - Aleksander Puszkin strona 6

Piękna

Wszystko harmonią w niej zadziwia,
Od namiętności ziemskich czyste.
Rzekłbyś: wstydliwie odpoczywa
W urodzie swojej uroczystej.
Powiernic sobie nie dobiera,
Gdzie rzuci promieniami źrenic,
Piękności naszych blady wieniec
W jarzącym blasku jej zamiera.

Dokądbyś śpieszył z niepokojem,
Choćby na schadzkę umówioną,
Jaką byś żywił w sercu swojem
Zadumę na dnie utajoną.
Jeżeli zobaczysz, przy niej
Z drżeniem zatrzymasz się bezwolnym
W uszanowaniu bogobojnym
W obliczu piękna jej świątyni.

           Przełożył
        Mieczysław Jastrun

Połtawa

 
 
Na wschodzie nowy świt się pali,
Już na równinie, pośród wzgórz,
Armaty huczą. Kłębem wali
Ku niebu dym w promieniach zórz.
Piechota zwarła się w kwadraty,
W krzach leżą strzelcy: „Nabij! pal!"
Świsnęły kule, wrą granaty,
Bagnetów chłodna błyska stal.
Zwycięstwa dzieci ulubione
Rwą Szwedzi w paszcze rozognione.
Falując, konne pułki mkną,
Kurz szarym kryje je obłokiem;
Piechota twardym stąpa krokiem,
By wzmóc ich napór wagą swą.
Wyrocznej bitwy pole krwawe,
Grzmi, dymi, błyska tu i tam;
Lecz Bóg nam szczęści: Los łaskawy
W zaciętej walce sprzyja nam.
Odparte ogniem dział drużyny,
Chwieją się, serca płoszy strach,
Uchodzi Rosen z walk gęstwiny,
Broń składa mężny Schlippenbach.
Prą wrogów nasze hufce rojne,
Na sztandar szwedzki spływa mrok:
Błogosławieństwo boga wojny
Utwierdza naszych każdy krok.
I nagle — zagrzmiał na kształt grzmotu
Natchniony, dźwięczny Piotra głos:
„Do dzieła! Z nami Bóg!" Z namiotu
Wychodzi Piotr, z nim wierna straż.
Goreją ogniem groźne oczy,

Straszliwie płonie carska twarz,
Jak burza piękny, szybko kroczy
Tam, gdzie się waży walki los.
Masztalerz konia mu przywodzi:
Posłuszny, rączy, wierny koń,
Gdy zapach prochu dojdzie doń,
Drży, niespokojnie okiem wodzi,
I pędzi między wojsk kolumny,
Z potęgi jeźdźca swego dumny.

Pożegnanie

Ostatni raz twą postać miłą
Ważę się myślą tulić dziś
I wskrzeszać sny serdeczną siłą,
Żałością tkliwą i wstydliwą
O twej miłości budzić myśl.

Mijają lata - i niestety
Zmieniają świat, zmieniają nas!
W mogilnym mroku, w głębi Lety
widzi cię dzisiaj wzrok poety,
Lecz i poeta tobie zgasł.

Więc mego serca pożegnanie
Przyjmij, daleka! Czoło skłoń
Jak żona, gdy się wdową stanie,
Jak wierny druh, co przed wygnaniem
Bez słowa ściska bratnią dłoń.

                                Przełożył
                          Julian Tuwim

Przypomnienie

 
 
Kiedy dla śmiertelników ucichną dnia gwary,
I noc, wpółprzejrzystą szatę
Rozciągając nad głuchej stolicy obszary,
Spuszcza sen, trudów zapłatę:
 
Wtenczas mnie samotnemu rozmyślań godziny
W ciszy leniwo się wleką,
Wtenczas mnie ukąszenia serdecznej gadziny
Bezczynnemu srożej pieką.
 
Mary wrą w myśli, którą tęsknota przytłacza,
I trosk oblegają roje;
Wtenczas i Przypomnienie w milczeniu roztacza
Przede mną swe długie zwoje.


Ze wstrętem i z przestrachem czytam własne dzieje,
Sam na siebie pomsty wzywam
I serdecznie żałuję, i gorzkie łzy leję,
Lecz smutnych rysów nie zmywam.
 
tłum. Adam Mickiewicz

Wieczór zimowy

 
 
Niebo chmurne, mgła się wije,
Mroźny wicher śniegiem miecie,
I — to jak zwierz dziki wyje
To rozszlocha się jak dziecię.

To rozrywa dach słomiany,
I nad ścielą śwista, huka,
To jak pątnik zabłąkany
W okieneczko do nas stuka.
 
W naszej chatce pusto, ciemno,
I niejedna w ścianie szpara,
Czegóż siedząc w kącie ze mną,
Czemuś zmilkła, moja stara?...
Czy tym groźnym wyciem burzy
Takeś bardzo unużona?...
Czy do snu twe oczka mruży
Jednotonny gwizd wrzeciona?
 
Tyś jest jedna towarzyszka
Mej młodości zbiegłej w pędzie,
Łykniem z biedy — hej, kieliszka!
A weselej sercu będzie!
Zanuć piosnkę: jak ptaszyna
Plotła gniazdko za morzami,
Zanuć piosnkę: jak dziewczyna
Do krynicy szła z wiadrami...
 
Niebo chmurne, mgła się wije,
Mroźny wicher śniegiem miecie,
I — to jak zwierz dziki wyje,
To rozszlocha się jak dziecię...
Tyś jest jedna towarzyszka
Mej młodości zbiegłej w pędzie,
Łykniem z biedy — hej, kieliszka!
A weselej sercu będzie.
 
 
tłum. Jan Prusinowski

‹‹ 1 2 3 4 5 6 7 ››