Wiersze - Aleksander Puszkin strona 5

Eugeniusz Oniegin, wiersze XLV i XLVI

XLV

Niczym Kliko, Moeta ziomek
To wino zacne i szlachetne
Na stół zostało postawione
W butelce dla poety szpetnej.
Jest niczym wody Hipokreny
I wabi niczym śpiew syreny
I tak niewoli. Ach bywało
Za jeden kielich tego trunku
Ostatni banknot oddawałem
Wam przyjaciele w podarunku.
Choć było źródłem wielu głupot
swarów i nieprzystojnych słów
było też źródłem wielu wierszy
a także pięknych kolorowych snów.

XLVI

Lecz jego bukiet oraz piana
To dla żołądka mego zło
Dlatego właśnie od lat paru
Rozsądne wlewam weń Bordo.
"Au" nie wypiję nawet szklanki!
"Au" jest podobne do kochanki;
Pięknej, kobiecej, zmiennej, żywej
lecz także knąbrnej i zdradliwej...
A ty Bordo, dobry kolego
Ty zawsze w biedzie lub nieszczęściu
i w każdym czasie, w każdym miejscu
zawsze pocieszysz cierpiącego
albo umilisz wolny czas.
Sto lat Bordo, kompanie nasz!

Z rosyjskiego przełożył
Stanisław Kamiński

Jesień ( Fragmenty )

VII

Melancholijne dni! oczarowanie oczu!
Lubię przyrody pożegnalny strój,
Gdy się wspaniale krasy jej roztoczą.
W purpurze, w złocie więdniesz, lesie mój...
W gałęziach wiatr i świeży dech w przeźroczu,
I mgieł na niebie białopłynny zwój,
I rzadki słońca blask, i pierwszy podmuch mroźny,
I oddalonej Siwej Zimy groźby.

VIII

Co jesień - znów rozkwitam. Jestem zdrów,
Służy mi widać ruski klimat chłodny,
Małe narowy życia lubię znów,
Seriami śpię, seriami bywam głodny,
Radośnie krąży krew od stóp do głów,
Znów pełen życia jestem i pogodny.
Właściwość to mojego organizmu.
(Proszę wybaczyć mi ten wybryk prozaizmu.)

IX

Na koń wskakuję. Polem i po łące,
Wstrząsając grzywą, gna. Też lubi chłód.
I dźwięcznie pod kopytem jego lśniącym
Przemarza dudni gruda, trzeszczy lód.
Lecz gaśnie krótki dzień. I na miesiące
Kominek będzie buchać ogniem - lub
Tlić się powoli. Z książką przy nim siadam
Albo w zadumę nieskończoną wpadam.

X

Wtedy o świcie zapominam. Śnię,
Uśpiony słodkim rozmarzeniem swojem.
Poezja we mnie budzi się i zwie,
Lirycznym dusza wzbiera niepokojem
I drży. I dźwięczy, i już wreszcie chce
Wyrazić się, wytrysnąć żywym zdrojem.
I oto rojem niewidzialnych gości
Schodzą się dawne sny, marzenia mej młodości

XI
Już prąd natchnienia śmiałe myśli niesie
I rymy w locie im naprzeciw mkną,
Palce do pióra, pióro pisać rwie się,
Za chwilę - wiersze świeżą trysną krwią;
Tak okręt śpi na gładkich wód bezkresie,
Wtem - hasło! I majtkowie już się pną
Po masztach; wiatry nadymają żagle
I prując fale kolos ruszył nagle.

XII
Płynie. Nam dokąd płynąć?...
.   .   .   .   .   .   .   .
.   .   .   .   .   .   .   .

            Przełożył
        Julian tuwim

Klara (1822)

Chociaż Klara żyje w biedzie,
Lecz przed ołtarz cię powiedzie.
Płacić będziesz mężu drogi,
Ona ci przyprawi rogi.

Na Bułgarina

Nie w tym sęk, żeś ty Polak, duszko!
Lach jest Mickiewicz, Lach Kościuszko.
Bądź sobie Tatar czy mandaryn,
Bądź Żyd - i to nie żaden wstyd,
Ale w tym sęk, żeś ty Vidocq Figlarin.

Naśladowanie Koranu

 
 
I szemrał na Boga wędrowiec zdrożony,
Od żaru omdłały i cienia spragniony.
Trzy dni i trzy noce błądzący w pustyni,
Oczami od znoju i pyłu spiekłymi
Gdy toczył, z tęsknotą gasnącą, wokoło,
Znienacka zdrój ujźrzy pod palmą wesołą.
 
Pobieżał ku palmie w pustyni rosnącej
I chciwie napoił z krynicy rzeźwiącej
Swój język zgorzały i płomień źrzenicy,
I legnął, i zasnął przy wiernej oślicy.
I lat wiele nad nim w pustym szło niemej,
Bo tak sobie życzył Pan nieba i ziemi.
 
Wędrowiec się ocknął w godzinie nad ranem,
Wstał, słyszy — ktoś mówi doń głosem nieznanym:

„Azali tu dawno zasnąłeś głęboko?"
A on odpowiada: „Już słońce wysoko
Na niebie mi wczoraj świeciło z błękitu,
Przespałem głęboko od świtu do świtu."
 
A głos: „Więcej godzin, wędrowcze, przespałeś,
Spójrz, kładłeś się młody, a starcem powstałeś.
Już palma zniszczała i wody zdrój chłodny
Wyczerpał się, wysechł w pustyni bezpłodnej,
Piaskami zaniesion stepowej martwicy,
I kości bieleją twej wiernej oślicy."
 
Nieszczęściem rażony ów starzec w tej chwili
Zapłacze i drżącą swą głowę pochyli...
I cud stał się wtenczas w pustynnej śreżodze:
Miniony dzień ożył w młodzieńczej urodzie,
Znów wzbija się palma cienistą koroną,
Znów zdrój napełniony i wiewy powioną.
 
I kości spróchniałe oślicy powstają,
Oblekły się w ciało, ryk głośny wydają,
I w sercu wędrowca znów radość i siła,
I młodość wskrzeszona we krwi mu ożyła,
I pierś zachwyceniem napełnia się błogiem,
I dalej wędrowiec wybiera się z Bogiem.

‹‹ 1 2 3 4 5 6 7 ››