Wiersze - Henryka & Elżbieta

Henryka & Elżbieta

Muszyny mówią najprościej i najjaśniej,
a usta nasze smutnie i stokrotnie,
gdy kto ich wielką miłością dotknie
lub je Henryka zadrażnie.
Henryka bowiem mieszka w tej uliczce nikłej,
gdzie niegdyś latarenki sławiłem nad życie,
gdzie alarmy śródmiejskich katastrof nie przenikły
i sygnały klaksonów nie gwarka o świcie.
Zaułek niczyj, jak; poczwarka ślepy,
leży skąpany w puchu i we śnie,
Późno się budzą niemowlęce sklepy;
Henryka wstaje za wcześnie.

Ósma godzina w biurze!
Po klawiszach maszyny spacerując ręka,
Henryka jeszcze pachnie uliczką niczyją,
sennym wzlotem jaskółki, leniwą jutrzenką -
i ukradkiem poprawia kokardę pod szyją,
sentymentalne ogniwo,
oschły splot spółki:
&
Ten sam odwzorowany znak na klawiaturze
lśnił jak podkowa szczęścia nad kowadłem rzemiosł;
był naraz wiotkim węzłem i kotwicą piękną,
oddał się w jej ręce i do serca przeniósł;
przeczuwane okręty ładowne prowadził,
ściśnięte w jego pętli, wołające: gdzie ty?!
Był na kobiet piersi miękkiej, na twardej ich przyjaciół,
na wargach rozpalonych Henryki i Elżbiety.
Elżbiety jeszcze nie ma. Dopiero o siódmej
z piany dnia jak przygoda w śródmieściu się wynurza,
Elżbieta jest... Elżbiety nie porównani z nikim,
gdy westchnieniem żegnając nie zaznane południe,
wypatruje Henryki,
niecierpliwa i duża.

Opływają ciecz słońca gęsta, jak miód ruda;
wydziera się ku biodrom, opada pukiel twardy;
suknia z niej opada, zesuwa się przez uda
aż do stóp, na których Henryka składa wargi.

Czuły ozon wchłaniaj? w piersi i łka w nich
lęk nieufnej przyjaźni - aż do pieszczot przenikł.
Słońce zaszło już, ciała przemieniwszy w krwawnik,
i Elżbieta w uściskach spopiela się jak feniks.

Po wspólnym ?nie omdlałym rzęsy w pośpiechu
trzepocą im jak liście zbudzone na dębie.
Przez usta wysyłaj? samogłoski uśmiechu,
jak w drogę niecierpliw? pocztowe gołębie.

Ale uśmiech na ustach zaledwie dojrzewa,
jak pióro moje wiotkie, tak szybko więdnie.
O tej porze na dnie każdej rzeczy jest czerwień,
na roztulonym dnie warg.