Wiersze - Adam Mickiewicz strona 12

Pytasz, za co Bóg trochą sławy mnie ozdobił?
Za to, com myślił i chciał. nie za to, com zrobił!
Myśli i chęci jest to poezyja w świecie:
Wykwita i opada, jak kwiat, w jednym lecie.
Lecz uczynki, jak ziarna w głąb ziemi zaryte,
Aż na przyszły rok ziarna wydadzą obfite.
Przyjdzie czas, gdy błyszczące imiona pogniją,
Z cichych ziaren wywite kłosy świat okryją.
Huk mija, musim minąć z blaskiem i gawędą.
Błogosławieni cisi, oni świat posiędą.
Niechże prawdę zrozumie, kto Chrystusa słyszy;
Kto pragnie ziemię posiąść, niechaj siedzi w ciszy.

Bakczysaraj w nocy (VII z Sonetów krymskich)

Rozchodzą się z dżamidów pobożni mieszkańce,
Odgłos izanu w cichym gubi się wieczorze,
Zawstydziło się licem rubinowym zorze,
Srebrny król nocy dąży spocząć przy kochance.

Błyszczą w haremie niebios wieczne gwiazd kagańce,
Śród nich po safirowym żegluje przestworze
Jeden obłok, jak senny łabędź na jeziorze:
Pierś ma białą, a złotem malowane krańce.

Tu cień pada z menaru i wierzchu cyprysa,
Dalej czernią się kołem olbrzymy granitu,
Jak szatany siedzące w dywanie Eblisa.

Pod namiotem ciemności; niekiedy z ich szczytu
Budzi się błyskawica i pędem Farysa
Przelatuje milczące pustynie błękitu.

Do Niemna

Niemnie, domowa rzeko moja! gdzie są wody,
Które niegdyś czerpałem w niemowlęce dłonie,
Na których potem w dzikie pływałem ustronie,
Sercu niespokojnemu szukając ochłody?

Tu Laura, patrząc z chlubą na cień swej urody,
Lubiła włos zaplatać i zakwiecać skronie,
Tu obraz jej malowny w srebrnej fali łonie
Łzami nieraz mąciłem, zapaleniec młody.

Niemnie, domowa rzeko. gdzież są tamte zdroje,
A z nimi tyle szczęścia, nadziei tak wiele?
Kędy jest miłe latek dziecinnych wesele?

Gdzie milsze burzliwego wieku niepokoje?
Kędy jest Laura moja, gdzie są przyjaciele?
Wszystko przeszło, a czemuż nie przejdą łzy moje!

DO PRZYJACIÓŁ Posyłając im balladę "To lubię"

Bije raz, dwa, trzy... już północna pora,

Głuche wokoło zacisze,

Wiatr tylko szumi po murach klasztora

I psów szczekanie gdzieś słyszę.



Świeca w lichtarzu dopala się na dnie,

Raz w głębi tłumi ogniska,

Znowu się wzmoże i znowu opadnie,

Błyska, zagasa i błyska.



Straszno! - nie była straszną ta godzina,

Gdy były nieba łaskawsze:

Ileż mi słodkich chwilek przypomina!

Precz... to już znikło na zawsze.



Teraz ja szczęścia szukam, ot w tej księdze,

Księga znudziła, porzucam;

Znowu ku lubym przedmiotom myśl pędzę,

To marzę, to się ocucam.



Czasem, gdy słodkie złudzi zachwycenie,

Kochankę widzę lub braci;

Zrywam się, patrzę, aż tylko po ścienie

Biega cień własnej postaci.



Ot, lepiej pióro wezmę i śród ciszy,

Gdy się bez ładu myśl plącze,

Zacznę coś pisać dla mych towarzyszy,

Zacznę, bo nie wiem, czy skończę.



Może też pamięć o minionej wiośnie

Zimowy wierszyk umili;

Chcę coś okropnie, coś pisać miłośnie,

O strachach i o Maryli.



Kto pragnie pędzlem swe rozsławić imię,

Niech jej maluje portrety,

Wieszcz w nieśmiertelnym niech opiewa rymie

Serca, rozumu zalety.



Mnie choć to wszystko w umyśle przytomne,

Pociechy szukam, nie sławy;

Lepiej wam powiem, jeżeli przypomnę,

Jakie z nią miałem zabawy.



Maryla słodkie miłości wyrazy

Dzieliła skąpo w rachubie;

Choć jej kto kocham mówił po sto razy,

Nie rzekła nawet i lubię.



Za to więc w Rucie pod północną chwilę,

Kiedy się wszyscy spać kładą,

Ja na dobranoc żegnając Marylę,

Taką straszyłem balladą:

Kurhanek Maryli

ROMANS
(Myśl ze śpiewu litewskiego)
Cudzy człowiek, Dziewczyna,Jaś,
Matka, Przyjaciółka



Cudzy człowiek

Tam u Niemnowej odnogi,

Tam u zielonej rozłogi,

Co to za piękny kurhanek?

Spodem uwieńczon, jak w wianek,

W maliny, ciernie i głogi;

Boki ma strojne murawą,

Głowę ukwieconą w kwiaty,

A na niej czeremchy drzewo,

A od niej idą trzy drogi:

Jedna droga na prawo,

Druga droga do chaty,

Trzecia droga na lewo.

Ja tędy płynę z wiciną,

Pytam się ciebie, dziewczyno,

Co to za piękny kurhanek?

Dziewczyna

W całej wsi pytaj się, bracie,

A cała wieś powie tobie:

Maryla żyła w tej chacie,

A teraz leży w tym grobie.

Na prawej stronie te śladki

Ubite nogą pastuszka;

To jest drożyna jej matki,

A stąd przychodzi jej drużka.

Lecz oto błysnął poranek,

Przyjdą oni na kurhanek;

Ukryj się tu za stós łomu,

Sam ich posłuchasz niedoli,

Własne twe oczy zobaczą.

Patrz w prawo... idzie kochanek.

Patrz, matka idzie z domu.

Patrz w lewo, przyjaciółka.

Wszyscy idą powoli

I niosą ziółka,

I płaczą.

Jaś

Marylo! o tej porze!

Jeszcześmy się nie widzieli,

Jeszcześmy się nie ścisnęli,

Marylo! zaszło zorze!

Tu czeka twój kochanek,

Czy ty przespałaś ranek,

Czy na mnie zagniewana?

Ach, Marylo kochana!

Gdzież się ty dotąd kryjesz?

Nie, nie przespałaś ranka,

Nie gniewasz się na Janka,

Lecz nie żyjesz, nie żyjesz!

Więzi cię ten kurbanek,

Nie ujrzysz już kochanka,

Nie ujrzy cię kochanek!

Dawniej, kiedy spać szedłem, tym słodziłem chwile,

Że skoro się obudzę, obaczę Marylę.

I dawniej spałem mile!

Teraz tutaj spać będę od ludzi daleki,

Może ją we śnie ujrzę, gdy zamknę powieki;

Może zamknę na wieki!

Byłem ja gospodarny, gdy byłem szczęśliwy;

Chwalili mię sąsiedzi,

Chwalił mię ojciec siwy.

Teraz się ojciec biedzi,

A ja ni ludziom, ni Bogu!

Niech ziarno w polu przepadnie,

Niech ginie siano ze stogu,

Niech sąsiad kopy rozkradnie,

Niech trzodę wyduszą wilki!

Nie masz, nie masz Marylki!

Daje mi ojciec chaty,

Daje mi sprzęt bogaty;

Bym wziął w dóm gospodynię,

Namawiali mię swaty,

Nie masz, nie masz Maryli!

Swaty nie namówili.

Nie mogę - nie - nie mogę;

Wiem, ojcze, co uczynię:

Pójdę w daleką drogę,

Więcej mię nie znajdziecie,

Choćbyście i szukali,

Nie będę już na świecie,

Przystanę do Moskali,

Żeby mię wraz zabili.

Nie masz, nie masz Maryli!

Matka

Czemuż nie wstałam z rana?

Już w polu pełno ludzi.

Nie masz cię, nie masz, kochana

Marylo! któż mię obudzi!

Płakałam przez noc całą,

Zasnęłam, kiedy dniało.

Mój Szymon gdzieś już w polu,

Wyprzedził on świtania,

Nie budził mię, mojego litując się bolu,

Poszedł z kosą bez śniadania;

Koś ty dzień cały, koś sobie,

Ja tutaj leżę na grobie.

Czegoż mam iść do domu?

Kto nas na obiad zawoła?

Kto z nami siądzie u stoła?

Nie masz, ach, nie masz komu!

Pókiśmy mieli ciebie,

W domu było jak w niebie.

Z całej wsi chłopcy, dziewki,

Najweselsze zażynki,

Najhuczniejsze dosiewki.

Nie masz cię! w domu pustynie!

Każdy, kto idzie, minie.

Zawiasy rdzawieją w sieni,

Mchem się dziedziniec zieleni;

Bóg nas opuścił, ludzie opuścili,

Nie masz, nie masz Maryli!

Przyjaciółka

Tutaj, bywało, z ranku

Nad wodą sobie stoim,

Ja o twoim kochanku,

Ty mnie mówisz o moim.

Już więcej z sobą nie będziem mówili.

Nie masz, nie masz Maryli!

Któż mi zwierzy się szczerze,

Komuż się ja powierzę?

Ach, gdy z tobą, kochanie,

Smutku i szczęścia nie dzielę,

Smutek smutkiem zostanie,

Weselem nie jest wesele.

Cudzy człowiek

Słyszy to cudzy człowiek,

Wzdycha i łzy mu płyną.

Westchnął, otarł łzy z powiek

I dalej poszedł z wiciną.

‹‹ 1 2 9 10 11 12 13 14 15 20 21 ››