Wiersze - Adam Asnyk strona 37

Poeta, dramatopisarz, pseudonim \"El ...y\" i inne, ur. 11 IX 1838 r. w Kaliszu, zm. 2 VIII 1897 r. w Krakowie. Pochodził z rodziny szlacheckiej. Studiował w Instytucie Gospodarstwa Wiejskiego i Leśnictwa w Marymoncie (1856), w Akademii Medyko-Chirurgicznej w Warszawie (1857-59) oraz na uniw. we Wrocławiu (1859-60), Paryżu (1861) i Heidelbergu (1861-62). Brał udział w ruchu spiskowym oraz w powstaniu styczniowym; 1864-67 przebywał za granicą. W 1866 uzyskał doktorat z filozofii w Heidelbergu. Po powrocie do kraju przebywał we Lwowie, a od 1870 w Krakowie. Od stycznia 1882 r. był wydawcą krakowskiego dziennika \"Reforma\", przemianowanego w listopadzie tegoż roku na \"Nową Reformę\", której redaktorem odpowiedzialnym był od grudnia 1889 do stycznia 1895. Od 1884 był radnym miejskim w Krakowie. W 1889 został wybrany posłem do galicyjskiego Sejmu Krajowego. W 1890 uczestniczył w sprowadzeniu z Paryża prochów Adama Mickiewicza. Był jednym z organizatorów Towarzystwa Szkoły Ludowej w Krakowie (1882). Podejmował wyprawy wysokogórskie w Tatry. Był jednym z pierwszych członków Towarzystwa Tatrzańskiego.
Wiele podróżował po Europie. W 1888 odbył podróż do Włoch, na Sycylię, Maltę i północne brzegi Afryki, zakończoną w Marsylii. W 1894 odbył podróż na Cejlon i do Indii. Pochowany na Skałce w Krakowie.
Wiersze ogłaszał w zbiorach pt. Poezje (1869, 1872, 1880, 1894). Twórczość literacką rozpoczął w latach 1864-65. Jego liryka w tym okresie była wyrazem rozterki duchowej poety, przeżywającego kryzys światopoglądowy, pogłębiony klęską narodową. Powstają wiersze pełne bluźnierstw (Odpowiedź), buntu przeciw Stwórcy i ustalonemu porządkowi świata (Julian Apostata), goryczy i zwątpienia (W zatoce Baja), krytycznego obrachunku z romantyzmem polityznym (Sen grobów); obok nich utwory wyrażające tęsknotę za \"siłą ducha\", pragnienie odrodzenia \"duszy współczesnej\" aż do pokornego poddania się nakazom Chrystusowej nauki (Pod stopy krzyża). Od ok. 1870 rozpoczął poszukiwanie własnej drogi twórczej: erotyki, wiersze oparte na motywach ludowych, liryka refleksyjna. W utworach Asnyka zaczęła z czasem dominować postawa epicka; w miejsce lirycznego obrazu ludzkich przeżyć pojawił się zobiektywizowany, epicki obraz świata, refleksja coraz częściej zastępuje komentarz liryczny. Najpełniejszym wyrazem tej zintelektualizowanej poezji jest cykl 30 sonetów Nad głębiami (1883-94), który przyniósł Asnykowi miano \"poety-filozofa\". W cyklu tym zawarł poeta swój system filozoficzny, będący próbą pogodzenia idealizmu z pozytywistycznym realizmem i scjentyzmem. Z tym ostatnim łączy filozofię Asnyka praktycyzm myślowy, uznanie osiągnięć współczesnych nauk przyrodniczych oraz prawa powszechnego rozwoju. W przeciwieństwie jednak do pozytywistów nie wierzy w możliwość empirycznego poznania rzeczywistości. Rozum ludzki okazuje się bezradny w miarę postępu wiedzy. Założenia etyczne tego systemu głoszą obowiązek czynnego udziału jednostki w duchowym procesie dążenia do powszechnej doskonałości. Styl sonetów określić należy mianem dyskursywnego; cechuje go intelektualizacja oraz abstrakcyjność leksyki, brak rozbudowanych obrazów, metafor, porównań.
W twórczości Asnyka obecna jest stale nuta patriotyczna, głosząca wiarę w siłę narodu i możliwość odzyskania wolności, polemiczna wobec konserwatywnego programu ugody (W 25 rocznicę powstania 1863 roku).
Motywem wielu jego utworów jest krajobraz górski, zwłaszcza tatrzański (Ranek w górach, Kościeliska, Noc nad Wysoką, Letni wieczór, Podczas burzy, Limba, Wodospad Siklawy, Giewont) oraz motywy morskie (Podróżni, W zatoce Baja), sonety (\"Zmiennego bytu falo ty ruchliwa!...\"; \"Wieczne ciemności! bezdenne otchłanie!...\" \"Na falach swoich toczy słońc miliony...\") oraz cykl Z obcych stron (1895), Toarmina, Noc na morzu - w drodze z Malty do Goletty, Na polach Kartagi, Pointe du Raz. 
\"Góry i morze - pisał A. w liście do ojca 28 V 1874 - to jedyne uniwersalne lekarstwo na wszystkie ludzkie dolegliwości, tam oddychając świeżym, wonnym powietrzem, pojąc  się  widokiem świeżej a wzniosłej natury można   zapomnieć  o  cierpieniach  i   troskach ...\".

Przebudzona

Słonko majowe
Ze snu już wstaje,
We mglach różowe
Wyzłaca gaje
Przez chmur koronkę
Patrzy ciekawie,
Biegnie przez łąkę
Kąpać się w stawie,
Promyki drżące
Po drzewach wiesza
I budzić śpiące
Kwiatki pośpiesza,
Ukradkiem, z cicha
Pączki rozwija
I w lot z kielicha
Rosę wypija
O, ileż blasku,
Jakże uroczo !
W pobliskim lasku
Ptaszki szczebioczą,
A z tego drzewa,
Co pod oknami,
Słowiczek śpiewa
Pieśń nad pieśniami;
Piosenka płynie
Dalekim echem,
Chaty w dolinie
Wtórzą jej śmiechem,
Wszystko się budzi,
Do życia wraca,
Ożywia ludzi
Radość i praca.

Letni wieczór

Już zaszedł nad doliną
Złocisty słońca krąg
Ciche odgłosy płyną
Z zielonych pól i łąk.

Dalekie ludzi głosy,
Daleki słychać śpiew
I cichy szelest rosy
Po drżących liściach drzew.

Promieńmi gra różana
Topnieje w sinej mgle,
A świeży zapach siana
Skoszona łąka śle.

Wraz z wonią polnych kwiatów,
Z gasnącym blaskiem zórz
Cicha poezja światów
W głąb ludzkich spływa dusz.

W półcieniu pierś olbrzymią
Podnoszą widma gór,
Nocnymi mgłami dymią,
Wdziewają płaszcze chmur.

I wiążą swoje skrzydła,
Podarty kryjąc stok
Jak senne malowidła
Powoli toną w mrok.

Wieczoru blask niepewny
Oświetla obraz ten
Ludzie w zadumie rzewnej
Gonią piękności sen.

Ranek w górach

Wyzłocone słońcem szczyty
Już różowo w górze płoną,
I pogodnie lśnią błękity
Nad pogiętych skał koroną.

W dole - lasy skryte w cieniu
Toną jeszcze w mgle perłowej,
Co w porannym oświetleniu
Mknie się z wolna przez parowy.

Lecz już wietrzyk mgłę rozpędza,
I ta rwie się w chmurek stada...
Jak pajęcza, wiotka przędza
Na krawędziach skał osiada.

A spod sinej tej zasłony
Świat przegląda coraz szerzej,
Z nocnych, cichych snów zbudzony,
Taki jasny, wonny, świeży.

Wszystko srebrzy się dokoła
Pod perlistą, bujną rosą,
Świerki, trawy, mchy i zioła
Balsamiczny zapach niosą.

A blask spływa wciąż gorętszy,
Coraz głębiej oko tonie,
Cudowności świat się piętrzy
W wyzłoconej swej koronie.

Góry wyszły jak z kąpieli
I swym łonem świecą czystym,
W granitowej świecą bieli
W tym powietrzu przezroczystym.

Każdy zakręt, każdy załom
Wyskakuje żywy, dumny;
Słońce dało życie skałom,
Rzeźbiąc światłem ich kolumny.

Wszystko skrzy się, wszystko mieni,
Wszystko w oczach przeistacza -
Gra przelotnych barw i cieni
Coraz szerszy krąg zatacza.

Już zdrój srebrną pianą bryzga,
Gdy po ostrych głazach warczy...
Już się żywszy odblask ślizga
Po jeziorek sinej tarczy...

Już pokraśniał rąbek lasu...
Już się wdzięczy i uśmiecha
Brzeg doliny - aż szałasu
Dolatują śpiewne echa...

Przez zielone łąk kobierce,
Dzwoniąc, idą paść się trzody...
Jakaś rozkosz spływa w serce,
Powiew szczęścia i swobody.

Pierś się wznosi, pierś się wzdyma
I powietrze chciwie chwyta -
Dusza wybiec chce oczyma
Upojona, a nie syta;

Niby lecieć chce skrzydlata,
Obudzona jak z zaklęcia...
I tę całą piękność świata
Chce uchwycić w swe objęcia.

23 listopad 1878

Sonet II

Pierwsze uczucia, to kwiaty wiosenne,
Co się swą własną upijają wonią,
Przed żywszym blaskiem jeszcze w cień się chronią
I wierzą jeszcze w swe trwanie niezmienne.

Po nich, ach! inne stubarwne, płomienne,
Znów zakwitają i za słońcem gonią;
Wiedzą, że zwiędną - więc czasu nie trwonią
I gaszą tylko pragnienia codziene.

A później znowu wspomnień astry blade
Wschodzą samotne na schyłku jesieni
I chcą trwać tylko, i walczą z ulewą,

Widząc wokoło martwość i zagładę -
A w końcu jeden cyprys się zieleni,
Ponure, smutne rezygnacji drzewo.

‹‹ 1 2 34 35 36 37 38 ››