resor 1 wpis dla sprawdzanej frazy

Wiersze

  • Bakcyl
    Andrzej Waligórski
     
     
    Raz w jednym instytucie uczeni na wszelkie sposoby
    Robili doświadczenia, jak by tu osłabić mikroby,
    Na przykład jeden uczony budził bakterię śpiączki,
    Szczypiąc tę śpiączkę pęsetką w pośladki, nóżki i rączki.
     
    Drugi uczony czerwonkę podłączał po pompek i dętek,
    Aż się robiła blada jak jaki biały krętek,
    Krętka natomiast skręcano i rozkręcano biedaczka,
    Od czego był bardziej żólty niż najżółciejsza żółtaczka,
     
    Odnośnie zaś do żółtaczki, wprowadzono ją w taką rozpacz,
    Że poczerniała zupełnie i była jak czarna ospa,
    Podczas gdy ospę - tę czarną - macerowano w wódkach,
    Więc była ciągle na kacu, jak białaczka bialutka...
     
    A działał wśród tych uczonych Piotr Dreptak, asystent młody,
    Który stosował swe własne, zupełnie odmienne metody,
    I zamiast zarazki dręczyć - on karmił swoje zarazki
    I ciągle się ich pytał: - Nie zjecie, zarazki, kaszki?
     
    No więc zarazki wciąż rosły, wpierw były jak turkucie,
    Potem ogromne jak myszy latały po instytucie,
    Na próżno woźny je z miotłą jak oszalały ganiał -
    Nie dość, że się z niego śmiały, to mu jeszcze wyżerały śniadania.
     
    Aż kiedy profesorowi przegryzły w aucie resor,
    To wtedy Piotra Dreptaka wezwał do siebie profesor
    I obaj włożyli płaszcze, i poszli się przejść na deptak,
    A pan profesor rzecze: - Drogi kolego Dreptak,
     
    Rozumiem że doświadczenia, badani, cacy - cacy,
    Ale jak dalej tak pójdzie, to ja was wyleję z pracy!
    Rzecz jasna, że ma pan dość duże, ba, szokujące wyniki,
    Lecz rób pan to sobie gdzie indziej, ot, idź pan hoduj tuczniki...
     
    - Chwileczkę! - Piotr Dreptak na to, prędziutko teczkę odmyka
    I z wnętrza wyjmuje bakcyla wielkiego jak królika:
    - Zobacz pan, profesorze, gdy mamy taką gadzinę,
    Możemy streptomycynę wyrzucić i penicylinę!
     
    Lekarz przy mikroskopie oczu już niszczyć nie musi,
    Bo bierze to bydlę za szyję i je po prostu dusi...
    I rzeczywiście udusił Piotr Dreptak tego zarazka,
    Więc pan profesor Dreptaka chwalił, całował i głaskał,
     
    Załatwił mu order, mieszkanie, fiata, Nagrodę Nobla,
    I wszyscy koledzy się zeszli, żeby ten Dreptak to oblał,
    A Dreptak siedzi ponury nad uduszoną zwierzyną
    I szloch mu wyrywa się z piersi, a z oczu łzy wielkie mu płyną...
     
    - Dlaczego - pytają koledzy - nie chcesz zabawić się z nami?
    - A bo jak dusiłem Kubusia, to on tak łypał oczkami...
    Tu biedny Dreptak o ścianę uderzył głową trzy razy...
    Oj, można się, można przywiązać i do najgorszej zarazy!