A jak wyjdzie śmiesznie?
Ludzie się pośmieją i koniec. Wielkość nie boi się śmieszności.
Jak dobrze
Jestem z tobą
tak mi serce bije
myślałem człowiek
nie ma serca.
Czy można pisać
o miłości
słysząc krzyki
zamordowanych i pohańbionych
czy można pisać
o śmierci
patrząc na twarzyczki
dzieci
Byli szczęśliwi
dawniejsi poeci
pod liściem dębu
śpiewali jak dzieci
A nasze drzewo
w nocy zaskrzypiało
I zawisło na nim
pogardzone ciało
Widzę szalonych którzy
chodzili po morzu
wierzyli do końca
i poszli na dno
Kaleczą się i dręczą milczeniem i słowami jakby mieli przed sobą jeszcze jedno życie.
Najlepiej widzę, kiedy zamknę oczy.
Jak my się kaleczymy
roztargnieni spieszący się
jak my się kaleczymy
wzajemnie okrutni w skupieniu czujni
nieomylni w zadawaniu ciosu
Długo wędrowałem, zanim doszedłem do siebie.
Byłem przecież i we mnie było dużo różnych rzeczy. A teraz nic tu nie ma...
człowiek mówił do wody
mówił do księżyca
do kwiatów deszczu
mówił do ziemi
do ptaków
do nieba
milczało niebo
milczała ziemia
jeśli usłyszał głos
który płynął
z ziemi wody i nieba
to był głos drugiego człowieka
Wszystko umiera pod twoją ręką, bo nie wierzysz.
która to już próba umierania
bezradny
stary człowiek
w ubraniu które rośnie
na drobniejącym szkielecie
ukrywa swój wewnętrzny portret
Po końcu świata
po śmierci
znalazłem się w środku życia
stwarzałem siebie
budowałem życie
ludzi zwierzęta krajobrazy
Sztuka jest jak chorągiew na prac ludzkich wieży
był czas że kobiety rodziły małe
i wielkie więzienia
klatki w których biło serce
Polityka zmieni się w kicz, miłość w pornografię, muzyka w hałas, sport w prostytucję, religia w naukę, nauka w wiarę.
Szukam nauczyciela, mistrza niech przywróci mi wzrok, słuch i mowę niech jeszcze raz nazwie rzeczy po imieniu niech oddzieli światło od ciemności.
inni ludzie poruszali się obok żywo
rodzili się i umierali w pośpiechu
moja szara strefa
powoli obejmuje poezję
biel nie jest tu absolutnie biała
czerń nie jest absolutnie czarna
brzegi tych nie-kolorów
spotykają się
z czego zwłóczy się ciało
z niczego
z duszyczki
Umiera się w kręgu znajomych twarzy. Trzeba go przekroczyć, trzeba go rozbić i opuścić. Ale po jego opuszczeniu przestaje się istnieć.
Nie spocznie się w Bogu... Przecie to nie kanapa...
Kochani ludożercy
nie zjadajmy się Dobrze
bo nie zmartwychwstaniemy
Naprawdę
był czas że kobiet rodziły niewolników
uwięzionych od stóp do głowy
rodziły pułapki na myszy
Mam dwadzieścia cztery lata
ocalałem
prowadzony na rzeź.